27 cze 2011

M 71:

Więc jak już poukładała, odkurzyła, wlała ajax baking soda i umyła, nalała wody do wanny po szyję, zrobiła peeling twarzy i wtarła L'Oreal ujędrniający w się, zaczęła swój wieczór, koty się zakopały w swoje kłębki podkołdrowe mruczące, kiedy z herbatą calm twiningsa się razem z nimi w tej kołdrze zbratała, stwierdziła, że niedobrze jej samej w takim wieczorze. Wieczorne rytuały, które zawsze trzymały ją w rozkosznym pionie jestestwa, nagle stały się przydługie. Bo nastał on i ona go coraz bardziej kocha, nagle, taszcząc srebrną walizkę po schodach na Marszałkowskiej, podsypiając w pociągu, patrząc na chmurzaste niebo stwierdziła, że już wiele rzeczy bez niego jest nie bardzo. Bo ona ma w sobie znów pogniecenia, zmarszczki, które on cierpliwie i mozolnie i najpiękniej prasuje. Żelazkiem silnych dłoni, na które patrzeć uwielbia. Odkryciem całkowitego oddania w jego oczach, nieziemskiej i silnej więzi, która powrozem się stała, już nie nitką. I ona wie, że co by się nie stało, jak bardzo by się w siebie schowała, jak bardzo zmełła w okopach swoich niedobrych zamyśleń - to on ja zawsze stamtąd wyciągnie. On jest niebywale silny, silniejszy od niej, umie wyprowadzić wszystkie jej linie na prostą, pokazać niebo we właściwym momencie, przyjechać po nią, odebrać i zabrać.On wie, że zachwycą ją chabry w życie za płotem, niebieskość płatków przydrożnych, kiście chmur porozrywanych słońcem na niebie. On jest jak pewnik niebywały, jak drzewo niepokonane, pod którym chce się schronić przed deszczem niedobrych myśli i wypalającym słońcem. Pięknie jest tak znaleźć w ciągu dnia myśl o nim i wpleść w warkocz dnia, a niedawno tak nie było, całkiem niedawno była najsamotniejsza, a wystarczyło naprzeciw wyjść i wezwać anioła i przyszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz