8 wrz 2011

M 79 albo czwartek

Mokotów zadeszczony i rozmiauczony tutejszym warszawskim kotem, którego języka wciąż się uczy, bo mówi w innym kocim dialekcie niż jej futra. Jej iKot się znalazł, święty Antoni jeszcze niepocieszony bo nie miała czasu, ale myślami po tysiąckroć dziękowała, że mogła w czerwony szlafrok, zeszłej niedzieli wtulić miauczącą kulkę ze zdartymi pazurami. Bo już prawie zbudowała dom, pozbierała te wszystkie książki, sierście i rzeczy i nagle przyszła Próba i zabrała jej kota i po co, żeby sprawdzić, ile jeszcze wytrzyma?.. Płakała strasznie w jego skrzydłach, ale, że jej nie wypuścił ani przez moment, umiała się nie poddać i Próba postawiła jej kota z powrotem na starachowickim tarasie pełnym niedzielnej, porannej kawy.
Miasto na Wu zamyka tydzień deszczem, ale ją to nie obchodzi, bo właściwie mało rzeczy w nim jeszcze oswoiła. Polubiła małe straganiki warzywne, znalazła kilka serc, które urosły w różnych częściach dużego miasta dla niej i okazały się.
A ostatnio zastanowił ją brak koszy na śmieci na stacjach metra, bo co zrobić z obgryzionym delikatesem w palcach nie sposób go tak gdzieś na manowce wywieźć, bo manowców w mieście na Wu nie ma. Tęskni wiecznie i przeraźliwie, co ją zwolni, co ją ustawi na nowo i pewnie być może, chciałaby najbardziej na świecie, będzie to, co świat uskrzydla, buduje, dla czego się żyje i to właśnie wybierze moment dla którego powie stop muzyka i nastanie cisza bez miasta na Wu, tylko będą jego skrzydła i dach ich domu i dom z niej.
A tymczasem, oderwana, skubie widelcem maliny, smaży w myślach powidła, usypia koty i ustawia fioletową kanapę, zasypia w pachnącej sypialni, pije razem z nim kawę, zawija poranek w czerwony szlafrok, miauczy kotem, chrupie tosterem chleb toskański, zatapia się w sowie w jego oczach, patrzy co przekwitło w ogrodzie, karmi ryby w stawie, maluje szafkę, kupuje paprykę na przetwory i jest cała daleko, pozostawiając w mokotowskim deszczu swoją stusześćdziesięciosiedmiocentymetrową skorupkę o nowoobciętych włosach, która najbardziej na świecie lubi godzinę dwudziestą trzecią, bo ona prowadzi ją przez przełęcz snu bliżej właściwej strony życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz