22 wrz 2011

M 81 albo pierwszy dzień jesieni:

Lato wsączało krople w ziemię, jak nie lato, ale zdążył zobaczyć przez dni letnich kilka, jak ona mruży oczy w słońcu kiedy słucha świerszczy, kiedy wdycha jak pachnie lipiec, jak sierpień. Przepłynęły niezapamiętale, nie tak jak poprzednie lata, będąc miesiącami deszczu pełnymi, płaczliwymi nadmiernie, kiedy z bronią parasola trzeba było iść na zewnątrz na atak kropli przygotowanym. A teraz nauczy się jak na jej twarzy kładzie się jesienne niskie światło, jak złoto wokół i tak blisko, jak chrzęszczą żołędzie i przyszłe ludziki z kasztanów, które zawsze ma się ochotę zrobić, nawet kiedy się jest dorosłym i kiedy nie można takiego ludzika postawić na telewizorze bo ten jest nowocześnie cienki a nie taki, do którego trzeba było wstać i przełączyć program na drugi wystającym guzikiem. Więc jesień powolutku zadymia przestworza i powietrza, podgryza na rdzawo liście nie będąc szrotówkiem tylko coroczną koniecznością i wybiera sobie te, które najsampierw mają być rdzawe a za ich przykładem pójdzie reszta. Późnoletnia zieloność spektakularnie będzie umierać w swojej corocznej feerii i podziwiać ludzi, którym się będzie chciało trzaskać aparatami chrzęścić w kołdrach liści i nakrywać płotek rzęs ciepłym słońcem powieszonym dużo niżej niż kilka miesięcy temu. Będzie zimniej, herbaty pójdą w ruch otulane pierścieniami złożonych dłoni o starannych paznokciach, mgły nawieje w miejsca, w których trzeba będzie schować śmierć kolejnych traw, kolejnych drzew zapadających w hibernację. Powieszą się garściami korale z jarzębiny, o których się śpiewa od przedszkola do Opola, a w domach, kiedy się więcej spędza czasu z powodu ciemności i szarugi, posypią się niejedne korale palców po aksamitnej skórze w dół i w dół. Ona jak zwykle westchnie do ukochanych fioletowych i szarych swetrów, wyciągnie je z szafy i spędzi w ich towarzystwie kolejne pół roku i będzie owijać wszystko co bardzo marznie wełną i jego zawsze ciepłymi dłońmi. Jesienią przyjdzie melancholia, zasnuje umysł, zaplącze w zamyślenia i zamglenia i taką ją pozostawiwszy, każe istnieć w mieście na Wu i zadeptywać chodniki. Ona smutna nieco, chociaż słońce przez kołnierz chmur wychyla promienistą szyję, tęskni cicho i czeka, czy rozwiąże się pewna tajemnica, zasiana przez niego dwa tygodnie temu.

1 komentarz: