12 mar 2012

M 102:

Beztytułowy. Szarpany walizką. Turkuć podjadek, który zżera. Tasiemiec uzbrojony, ten podobno gorszy. Zepsuty alternator, który nie ładuje prądu. Nie chce jej się być miłą, bezcielesne coś we fioletowym płaszczu i szarych butach zaczęło kolejny tydzień w mieście na Wu, które wtłacza w jej przegrzany mózg tysiące bodźców. Co ucieszy i naładuje to zaraz tego nie ma, to się zeżre, połknie, stanie się bezbarwne i zanim dobierze odpowiednich kolorów, to minie sto tysięcy lat. Dużo płacze, oczyszcza się, nie oczyszcza, nie wiadomo co, najchętniej nie mówiłaby słowa, nic. Coś jej się pozatykało, wlało się niedobre paliwo i szarpie, nie ma siły iść do przodu, chociaż on z całej siły uruchamia katalizator swoich ramion, tłumi, tuli, kołysze i uspokaja a mimo to ona wciąż płacze. Coś jej się wyraźnie popsuło. Ma ochotę i zaraz jej nie ma, na czekoladę, na kawę, na gruszkę, na serek bazyliowy z rukolą i suszonym pomidorem a jak już to zje to co z tego, to tylko jedzenie, niedobrze tak, nie można. Gdzie jest przyczyna. Gdzie jest dziura w całym, gdzie puścił szew w jej idealnym świecie ze światłem, które zachmurzył prawie wiosenny poniedziałek. Nadal odczuwa - ale złe rzeczy. Nadal śni - ale złe sny. Może znajdzie igłę z nitką, zaszyje w książkę, w nicniemówienie, w brak słów, w nieemocjonalność, w czerń, nie fiolet nie granat nie szary nie turkus, w bezsmak, w ciemność. Może trzeba wejść najbardziej w swoją czarną dziurę i wtedy znajdzie się światło od razu. Może trzeba tylko o sobie i z sobą, ale to najtrudniejsze. Może nie trzeba się denerwować na walizkę, którą zaczepia i podrywa dziurawymi zębami chodnik i przez to ciągle ją szarpie za rękę. Może wyczerpie się płyn do spryskiwaczy, nie naleje się nowy, wtedy przestanie przetwarzać wszystko co złe wokół i nie zostanie jej nic innego, jak patrzeć w słońce. Wtedy nie będzie miała wyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz