21 gru 2012

M 134 albo koniec świata jest tu:


Miękko spada na nich obietnica kolejnych wspólnych Świąt, ukołyszą się w szafirowym samochodzie w drodze do jej rodziców, utoną w rodzinnych cieple pachnącym makowcem, cynamonem, zupą grzybową, kapustą z grochem i szczęściem, że jeszcze można być razem, bo zdrowie i miłość dopisują, jak najlepszy deser na koniec roku.
Koniec świata zastał ją w zamarzniętym krajobrazie miasta na Ł, do którego jechała po swoją przyszłość, być może udaną, niestety znów powiązaną z domem węzłem gordyjskim tylko w weekendy, kiedy zdyszana, w piątkowy wieczór, całuje stęsknione pieskoty i zawiesza mu ręce na poręczy ramion i nie puszcza i za nic bez nich nie idzie ano o dzień dalej.
Nanizane koraliki czerwonych świateł samochodów ciągnęły ją do domu, tworząc długi łańcuch na choince ulic, na drodze 74, która wiła się przez lasy. Bezśnieżne pola w zagłębieniach łąk tuliły resztki śniegu, nie dając im się rozgrzać, rozbielony, oliwkowoszary krajobraz podgryzał lekki fiolet nadchodzącego zmierzchu.
Wciąż wyjeżdża i wraca, nieustannie, jak w rytmie, a potem chce go jeszcze i jeszcze, nienasycenie, przewrócona z wrażenia za każdym razem, kiedy są ze sobą najbliżej jak się da, przeniknięci sobą w umysłach i końcach palców, kiedy nie wie, gdzie zaczyna się on a gdzie ona. Lubi z nim być, kiedy jest blisko, albo zaledwie w pobliżu, ale musi go zahaczyć spojrzeniem, musnąć, że jest. Wtedy rozświetla się niczym kometa, jaśnieje, jest pełnią i nie spala się ani przez sekundę, będąc nieustannym, migoczącym fajerwerkiem. Lubi napotkać ciepło jego silnej ręki, kiedy mijają się obok stołu, w drzwiach, lubi iść z nim równi, kiedy on trzyma ją za rękę prawą, bo inaczej nie umie, niewygodnie mu i wtedy torebka przegrywa z posiadaczką i ląduje z lewej strony. Lubi  na ułamek sekundy zanurzyć nos w jego  szyi, jak pachnie linia czarnych włosów o 11.30 a jak o 16.17. Lubi szukać się w łóżku, kiedy przewraca kolejną kartkę snu i w nieprzytomności na granicy jawy, kładzie głowę tam, gdzie wyrasta mu lewe skrzydło i zabiera ją stamtąd następna śniąca strona. Lubi łapać spojrzenie jego gorejących oczu i całowanie ukradkiem w krótki płot rzęs. W ciepłym śnie, w domu, w samochodzie, w przymierzalni, w zimie i w lecie uwielbiają być razem jak marchewka z groszkiem, dopełniający się duet, którego nikt sobie nie wyobraża w innym towarzystwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz