7 sty 2013

M 136 albo czeka:

 
   Wkracza na nową drogę, patrząc w zimową, jasnośnieżną noc, spędzoną z dala od jego lewego skrzydła, pogrążonego w coniedzielnym, wieczornym radiu i ciszy wokół ich domu, cierpliwie, mozolnie wspina się na kolejne ścieżki. Jak trudno zaczynać od nowa, tysiąc razy tak już, kolejni poznani ludzie, następna nadzieja, że będzie lepiej i wreszcie musi się tak stać, bo ile można. Czas spędzony razem pędzi jak szalony, minuty biegną odliczane wspólnymi śniadaniami, kawami, miaukami kotów w czasie obiadu i wieczornym masażem przy kominku, a zwalnia jak zepsuty zegar wiszący w sypialni, kiedy są oddzielnie, kiedy ona tu a on tam, ona w mieście, gdzie są tramwaje i gdzie w zakamarkach mieszka tysiąc wspomnień i do tego miasta przywiodła ją na chwilę nowa praca. Nic jednak nie zagłuszy gryzącej, nieustannej tęsknoty, żadne nowoodkryte miejsca, poodsychane znajomości, obietnica nowego samochodu, śnieg od Sulejowa po miasto na Ł, mamina zupa, brownie, kawa u przyjaciółki, czas dla siebie, nic. Niech się wreszcie stanie tylko to, do czego dąży i na co czeka, proszę, niech już nie dzieje się nic nie po jej myśli, niech pojawi się ten, na którego czeka już tyle lat... Niech zobaczy z jaką nadzieją czeka w określonych dniach, czy się uda czy nie, ile trzeba znieść bólu, niepewności, obaw, przeczytać i dowiedzieć się, najeździć i wydać pieniędzy, niech on już wreszcie będzie bo za chwilę może być za późno i co wtedy. Niech wreszcie wybierze, że teraz, bo zobacz, już nie ma odległości, już będą częściej razem, gotowi od tylu miesięcy, na to, co jest drogowskazem i sensem wszystkiego. Może coś robiła nie tak, może za dużo albo za mało, ale boli ją każdy mały człowiek, każda nowa mama, jakby mała ciemna kropka na usg było niewyobrażalnym i nieosiągalnym cudem tylko dla wybranych, które ich omija dziwnym, wykrzywionym łukiem. Niech styczeń przyniesie dobre nowiny, nie tylko te związane z pracą, niech będzie początkiem tego, dla czego urósł im dom, spotkali się on i ona, w słoneczne przedpołudnie w mieście na K, kiedy on zdumiony jej widokiem, ledwie uwierzył, że to się dzieje naprawdę, a było niezwykłe i zdarza się raz na milion lat w takim natężeniu. Jak trudno znosić ukłucie, że pojawia się nowy człowiek nie w niej, jak trudno zostawić miejsce przypadkowi i zaskoczeniu, że nieopatrznie się udało, to bycie niepełną, wykańcza, zabija, odbiera siłę. Tęskni niebywale do tej chwili, kiedy nic nie będzie już jak kiedyś, kiedy między nimi zdarzy się cud, kiedy wypełni się ta gigantyczna przestrzeń w niej i domknie się jej doskonały świat w wymarzony okrąg z ich ramion, bo skoro znaleźli się oni, to ono znajdzie ich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz