17 lut 2013

M 141:

Kota wtula  się w wieczór pachnący wątróbką z cebulą, do której dodała majeranku, a dodatkiem był szpinak baby z musztardowo-miodowym sosem i borówki. Zasada kocia i niezmienna - człowiek służy do leżenia, wmruczeć się więc należy i poubijać łapkami pozaciągany sweter. W przededniu wiosny, w oczekiwaniu na zmianę powietrza, w smętnym, zagubionym pośród pól lutym, w nabijanych nieustannie kilometrach, jest dużo miejsca na smak, na rozbijanie go na atomy, bo co może być ważniejsze w nijaki lutowy wieczór, niż spędzane razem chwile.
Krewetki, takie duże, z chrzęstem wrzuciła na rozgrzaną oliwą i czosnkiem patelnię, aż skurczyły się w białawe pierścionki nabijane na palec smaku. Podlane półwytrawnym, białym winem z nutką brzoskwini i masłem, gdzieś w dalekim tle pobrzmiewały wyrazistą nutą chili, stając się daniem wyśmienitym do jedzenia palcami i maczania kromek bagietki chłopskiej w aromatycznym, absolutnie rozkosznym sosie. Dziś dokończyli podany w dużym kieliszku mus z mlecznej czekolady, śmietanki i pigwówki w tle. Bo co innego jest ważne, kiedy dni na pozór podobne, liczone weekendami i znalezionym smakiem, tęskniły do kosmetycznych nowinek, które kusiły ze wszech stron, dawały bezsłońce i nijakość, watę cukrową  śniegu na słupkach bramy i pomarszczoną białość z zeszłego tygodnia niczym skóra na czole boksera. Kiedy nastaną dni pełne zapachu obudzonej ziemi, kiedy zniknie szarobiałość i ruszy wielka i najwspanialsza wiosenna machina, te wszystkie zapowiadane kolory i smaki znajdą wspólny rytm. Małopisanie i nijakie, lutowe dni zbudują drabinę, po której wspiąwszy się, wystawi twarz do świeżego, nareszcie cieplejszego słońca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz