6 sie 2013

M 154:

Od 9 rano, kiedy lunął upał, wciskając się w nawet w najbardziej zacienione zakamarki, właściwie nie ruszyła się z fioletowej kanapy. Zdołała jedynie zatankować szafirowe małe autko, pojechać nim po sok z buraków, must have sezonu do grudnia, kupić mu kawę i odebrać przesyłkę na poczcie, na której wszyscy na świecie robią wpłaty i wypłaty i dojechawszy do domu, padła. Nienormalnie gorące słońce wdarło się w mózg, osaczyło, nie dało zziajanemu psu zjeść ulubionej kości, zabijało na śmierć trawę i rośliny w ogrodzie. Można powiedzieć, że leje słońcem całe dnie, pozostawiając noce na krótki oddech i tak nie przynoszący należytej ulgi. Dni ciągnęły się smakiem dojrzałych, słodkich moreli, których mięsko rozkosznie rozrywa się w palcach, smakiem rozgniatanych na podniebieniu malin jedzonych z miodem spadziowym, z długim dźwiękiem chrupiących ogórków ukiszonych lekko, w doborowym towarzystwie chrzanu, czosnku i patyków kopru. Spacerowali przez kłujący komarami i kurzem las, cud, który powstał z ich dwojga, spokojnie rósł w jej brzuchu, teraz wielkości niedużego bochenka chleba, poruszający się w rytm jej dnia i najbardziej kopiący jego ciepłe ręce, kiedy już wieczorem leżeli w łóżku. Mogłaby coś więcej, ale z upału nie może. Pije białą, chłodną herbatę z lawendą, sok Don Simon z wyciskanych pomarańczy, walczy, aby żelaza było jak najwięcej, aby dziecko było mądre pije tran. Temperatura nie pozwala na dużo, ani na jedzenie, ani na wycieczki, na nic. Tonie za to w troskliwej pielęgnacji skóry i  niedługo z żalem pożegna olejek z Clarinsa, który z czułością wcierała w brzuch od czterech miesięcy, przegryzając inne partie ciała ujędrniającym masłem Tołpa Mum. Lekko zaokrągla się. Odkryła ostatnio krem Sylveco do twarzy, z nagietkiem i betuliną, o konsystencji masła, zapachu ziołowym, o tłustości wieczornej dużej, ale efekcie porannym znakomitym, jakby masło się roztrzasło, nawilżyło, wygładziło i wypiękniło nie tylko snem.  Roztkliwia się czasem, patrząc na rosnącą stertę rzeczy dla małej, wyobrażając sobie, jak niedługo będą poruszały się w rytm jej rąk i nóg. Taki czas powolnego lata, najbardziej w ich rytmie, wyznaczony jego powrotami na obiad w ciągu dnia, wizytami przyjaciół, ich wizytami tam i tu. W upale czytać tylko, zerkać, jak płowieje ogród, rozwiewać wiatrakiem rzęsy i wpisywać się w początek sierpnia nicnierobieniem z konieczności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz