17 paź 2013

M 158:

Poranki zaczyna o świcie, kiedy w brzuchu, zwłaszcza po prawej stronie budzi się mała ona, macha rękami, przekręca się, kopiąc silnie piątą i szóstą godzinę, popychając zegar nie spaniem. Ona wsłuchuje się w jego stabilny oddech, przygląda, jak profil o małym nosie rysuje świt i jak zapalają się światła w dachowych oknach u sąsiadów naprzeciwko. Zanim się przekręci z boku na bok, trochę mija, bo ośmiomiesięczny brzuch żyje własnym życiem, nie bacząc na wygodną poduszkę fasolkę, która zawsze przynosi błogi sen. Świt więc nastaje i tak ona rozpoczyna dzień, rozbudzony znienacka, zaczynając nie wyspany dzień. Potem czeka, sprząta trochę, gotuje, aby zdążyć z nim zjeść obiad, potem on pije szybką kawę i jedzie szafirowym samochodem na drugi koniec miasta, a ona czasem śpi, czyta, idzie na spacer z psem na niebieskiej smyczy, który oszalały z nosem przy ziemi zgłębia kody i wiadomości zostawione na trawnikach i w zaułkach przez inne psy. Brzuch nie pozwala szaleć, zbyt długo iść, bo już się trochę bardziej męczy, już gorzej się z nim oddycha. Pudelki i plotki nie będą śledziły, ile przytyła, czy wyszła umalowana czy nie, w małym mieście jest zupełnie anonimowa, nie ma znaczenia, nie musi się niczym przejmować, bo tu nie spotka koleżanki ze studiów, ani ze szkoły, ani nawet znajomej. Pozdrawiają się z panią z kiosku z gazetami i z paniami z Lewiatana, które sprowadzały dla niej sok z buraka, pity przez nią lata świetlne, aż jego smak umarł na zawsze z przesytu. Chodzi sobie po sklepach wyszukując smaczki, przesuwa czas na suwaku dni, aby szybciej minął, bo ciąża to tak naprawdę i duże, najpiękniejsze na świecie wyciszenie i wielka samotność. Nie czyta głupkowatych forów dla betoniarek, folguje przy Milce z karmelem, ale z umiarem. Brakuje jej pracy, chociaż nie ustaje w planach na po. Rozgrzewa się w kokoniastym płaszczu, podglądając, jak jesień coraz bardziej rdzawi i ogałaca ogród. Wścieka się na psa, który nieustannie chce wejść i wyjść bo coś, bo zjadł i musi, bo coś widzi, bo niespokojny, a ona już nie wstanie w minutę, nie wygrzebie się szybko z fioletowej kanapy. Usiłuje zrobić sobie pedicure najlepiej jak umie, co nie jest łatwe, kiedy manewruje się obok piłki lekarskiej chcąc precyzyjnie dosięgnąć stopy. Ogląda wieczorne seriale i programy kulinarne, czyta gazety bogate w ploty i książki o dzieciach, nie wiedzieć czemu nie mogąc skupić myśli na niczym poważniejszym. Potem w łazience o rozkosznie ciepłej podłodze kąpie się w olejku Eucerin albo żelu pod prysznic Lierac, wciera oliwkę Clarinsa i krem do ciała Tołpa Body Mum, serum Lierac i krem na noc Eris Tokyo Lift, który delikatnie napina jej skórę. Pielęgnuje się póki czas, bo może sobie na to pozwolić, na ten luksus, za którym tęskniła tyle. Rozbija na cząsteczki te dzienne chwile, które spędza w ciepłym, jesiennym domu z pieskotami i wierzgającym brzuchem, którego zawartość kocha nad życie.  I tak aż do kolejnego zmrużenia oczu, kiedy świt i brzuch zastukają równocześnie, że już trzeba otworzyć kolejny dzień, śniadaniem z nim, pozaglądaniem tu i tam i podobnym rytmem, który coraz bardziej zbliża ją do tego, co zależy wyłącznie od niej i jest najbardziej nieuniknione na świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz