9 kwi 2013

M 146 albo dwa milimetry:

W lesie perłowy śnieg ostatnim podrygiem zimy osłaniał poszarzałą trawę. Zziębnięte ptaki cięły niskie chmury na kawałki odsłaniające błękit, jeszcze nic nie pachniało. Szli noga za nogą, czarne buty Merrel jej, oliwkowo-goreteksowe jego i jasnobrązowe łapy Diesla chrupały rozmięknięty śnieg. Byli we czwórkę, razem, bo nagle świat zaczął się kręcić wokół ziarenka ryżu, dwóch milimetrów z cudownie pulsującą, białą kropką pośrodku, cud, który zdarzył się nieoczekiwanie jak zdarzyć się miał. Trudno się jeszcze ucieszyć, zachłysnąć, na razie dawkuje sobie tę wiadomość jak słabą kawę pitą małymi łykami, jeszcze powoli do nich dociera, że oto się stało. Senna jest bardzo, jadąc bardziej wolno srebrną corsą marzy o drzemce, nagle wszystkie miękkie fioletowe koce świata stają się królestwem, nagle kanapa w salonie staje się największą wartością, niebo świeci w oczy, ale senności nie odgania. Nie można jej zwalczyć kawą, bo nie można, nie można przestać jechać, chociaż w sekundę zatrzymałaby się na poboczu i w jeszcze szybszą sekundę zasnęła. Kiedyś to odeśpi, kiedyś to minie, ale na razie nad sen, nad wdech i wydech, najważniejszy jest książę/księżniczka na ziarenku ryżu, bo maleńkim okiem mruga do nie rozbudzonego świata, wsłuchuje się w świeże ptasie śpiewy i trzaski zeszłorocznych, zaskoczonych nadepnięciem gałązek, rośnie powolutku tak jak świat wokół i będzie coraz większy jak i małe mieszkanie w niej, które późną jesienią osiągnie rozmiary M4.