9 lut 2014

M 167:

Zima tworzy świat ze szkła, nie pozwalający wyjść nigdzie, zatapia w szkle samochód, płot, kładzie brzozę na lewym boku i targa mrozem. Za moment roztapia wszystko, rozmywa krajobraz, chrzęści grudami śniegu odkrywając uśpioną ziemię. Ona z małą nią pokonuje wzloty i upadki wzgórz, dzielnie radząc sobie z wózkiem idealnym na takie wyboje i rozpadliny i chodzi tak i mówi do śpiącej niej co widzi. Mała ona ma wyjątkową wrażliwość, ma sen cienki jak skorupka jajka, który łatwo przebić światłem, dźwiękiem, niewygodą, a tę wrażliwość trzeba utulić i ponosić, aby stała się twarda niczym jajo strusie. Bycie mamą rozwija się w niej coraz bardziej, uczy się każdego jej krzyku, każdego gestu, aby odgadnąć o co chodzi małej jej, rozmawia z nią nieustannie i napotyka pytające, wielkie oczy, jakby mała ona rozumiała absolutnie wszystko i dziwiła się, że jej mama nie wie, o co jej chodzi. Rytm dnia zlał się w jeden długi, taki sam czas, więc uciekła do Krakowa, aby małej jej pokazać to, za czym tęskni gdzieś po cichu, aby pozaglądać z wózkiem w ulubione kąty, które wciąż są jak narkotyk. Więc zaglądały. Do budek z preclami, ale była taka pora, że się skończyły te z sezamem, więc nie kupiła żadnego. Spieszyła się zresztą do domu, aby nie rozbić uzyskanej strusiej skorupki snu jej. Do Rossmanna na Wiślnej, bo tam można wjechać wózkiem bez problemu. Westchnęła nad Chocoffee, bo jak nikt napiłaby się gorącej czekolady z espresso. Zajrzała do bułek z serem u Hawełki. Obeszła ukochany pierścień Plant. Nasyciła widokiem oblodzonej Wisły w łabędzi wzór. Rozszerzyła nareszcie cztery ściany swojego domu o wspomnienia pierwszego krakowskiego spaceru z małą nią. Bo ją trochę nosi. Bo jak wciąż była w kołowrotku podróży albo mieszkała w walizce, to trudno mimo wszystko tak maksymalnie zwolnić obroty. Ale za to można zrobić tysiąc rzeczy z dzieckiem na ręku, nabywa więc zupełnie nowych umiejętności, do tej pory nie znanych. Bo nie jest łatwo z małym człowiekiem, który wciąż funduje wycieczki w góry płaczu. Bo trzeba znaleźć do nich szlak, wyznaczyć azymut i zapamiętać tę trasę, która co dzień się może zmienić. Ona scaliła się z małą nią w prawie jedno, a on trochę z konieczności obok, dbający o gniazdo, o to, aby temu najdroższemu mu dwupakowi było jak najlepiej. Czas uczenia się człowieka. Czas niewyspania, czułych spojrzeń, wielofunkcyjności. Wspólnych, określonych wieczorów pod dyktando 52 centymetrów i zapadanie się w sen, aby zdążyć wpaść choć na chwilę w fazę REM.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz