5 kwi 2014

M 170:

Pachnie forsycja, zieleń rozpycha się jak mała ona rączkami, pączkami kłuje błękitne niebo, świat rośnie jak na wiosnę przystało. Ona krąży wokół domów i ogródków, rysuje kołami wózka z małą nią niezliczone esy-floresy, zauważa fiołki za czyimś płotem, które postanowiły z własnej woli zamieszkać bez żadnych ograniczeń. I wspaniałe jest to, że ona ma czas te fiołki zauważyć, bo to pierwsza taka wiosna z wielkim czasem od niepamięci. Nad ich domem przelatują bociany, kaczki na stawie pływają na randki, cytrynowe motyle łaskoczą powietrze. Dzieje się.
Ona: wstaje jak automat zanim mała ona zdąży wrócić na ziemię ze snu, wyjmuje z łóżeczka coraz cięższy pakunek z zamkniętymi oczami, odmierza cztery płaskie miarki Enfamilu do butelki Suavinex, jednym zaspanym uchem łapie dźwięki apetycznej, polskojazzowej audycji w Trójce, a drugim jak mała ona je. I potem zasypiają w ciężką noc, zapadają się w swoje sny, ponownie nad ranem słuchając, jak słowiki szyją niebo na granicy dnia i nocy. 
On: przynosi białe tulipany i uśmiech w zmęczonych, piwnych oczach, wieczorem, okotowany, na fioletowej kanapie czyta, masuje jej stopy i czule przeprowadza przez chwile wspólnego, krótkotrwałego wieczoru.
Ona: rano wygląda bardzo niewyraźnie, ma podkrążone oczy, obolałe kolana, kręgosłup i łodygi nadgarstków, niewyspanie zalewa mocną kawą, wciera rozświetlające kremy, ale nic to, jej zdaniem, nie działa. Może pora się przyzwyczaić do pognieceń pod oczami i pionowych linii wokół ust, może już czas, który uczy nieustannej pogody. Tymczasem w tej rozbujanej wiośnie, w niewyspaniu, zatopiona bez reszty w bezzębnym uśmiechu małej buzi, zbroi małą nią w różne dziecięce przedmioty, cierpliwie poznając rodzaje smoczków, krzesełek do karmienia, termoopakowań, zgłębiając arkana karmienia po czwartym miesiącu. Mała ona zauważa paski na bluzce, kolory, wzorki na butelce do karmienia, widzi każdy szczegół, którymi duża ona buduje jej dzień i te wielkie oczy wpatrzone w nią wiedzą, że tak właśnie wrasta się w świat i rysuje na nim swoje miejsce, które jej stworzyli ona i on. 
Ona: w rytmie samotnych niedziel, bo on tam się uczy i tak jeszcze przez trzy lata, potrafiła znaleźć zajęcie, udało się wpleść coś dla siebie i wziąć szczyptę czasu z całego dnia, pokona niewyspanie. Los znów podpowiada, że można mieć wszystko, więc będzie troszczyć się o markę kosmetyczną, w sposób, jaki najbardziej lubi i cudownie jej z tym. Lekko, jak na wiosnę przystało, na czas nowości.