30 kwi 2015

M 195:

Pięknie wybuchła wiosna, w jednym momencie, więc ona chodzi i ogląda sobie te kwiaty i liście i płatki i trawy i przestrzenie, wiosenne wspaniałości, soczyste kolory utrwalone w tych wszystkich małych i dużych płatkach, na gałązkach, łodyżkach, gałęziach, podziwia dostojne, kruche magnolie i lubi patrzeć jak pysznią się pigwowce, wyjątkowym, jasnokoralowym kolorem. One sobie więc tak oglądają, co już kwitnie, a co jeszcze nie, mała ona zaśmiewa się od spadochronów na dmuchawcach. Nie pamięta wiosny, żeby tak szalało równocześnie wszystko, żółte i białe i różowe, prymule, niezapominajki, forsycja i narcyze. Ogród, zaczarowany ręką taty-ogrodnika, wypuszcza pierwsze pączki po upiększaniu, uśmiecha każdego poranka, kiedy zaprasza motyle i ptaki. Cieszy ta wiosna, dobrze, że jest, dobrze, że jest do czego przykleić wzrok i nalepić plaster kojącej zieloności na myśli wokół niejedzenia i nierośnięcia małej jej, bo to nieustannie ją martwi i jest jej dietą, turkuciem podjadkiem, który sobie teraz wymyślił, o takie coś, będzie ją teraz tym podgryzał w nieskończoność. Cztery lata temu pamięta jego wpatrzone w nią oczy, odbijające się brązowym świdrem po zaułku św. Tomasza w Krakowie, miała wtedy na sobie żakiet w kwiatki i buty na koturnie i była przejęta tak strasznie, jak bardzo oślepiało ją słońce. On, wtłoczony w za dużą marynarkę, zmieścił w niej całe swoje czekanie na nią, takie duże, i pili kawę i wodę i potem on poszedł zapłacić nie do tej kawiarni, gdzie trzeba, wszystko przez to słońce, nic innego, nie to, że ona już w nim jak sekwoja urosła. A potem się potoczyło ich my jak długi, przyjemny dźwięk i teraz doprowadził ją aż do małej jej i kolejnej pięknej wiosny, dużej, że mieszczą się w niej ich wszystkie nasycone i do cna wyżyte wspomnienia, które w czwartym końcu kwietnia wciąż są żywe, jakby to było wczoraj. Wciąż dobrze mieć czas na zauważanie rytmu i tego, co za ogrodzeniem. Niespiesznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz