18 paź 2015

M 206 albo się sączy:

Odkąd nastał październik, ma jedynie siłę na wspinanie się po jego palcach do ust i po piegowatych plecach, zwiedzają się wieczorami, potem zapadając w ciężki, jesienny sen. Trochę ich naszarpało, ale ustabilizowali trajektorię wspólnego lotu i się udaje.
Ona: niebywale senną się stawszy, walczy codziennie z ogromną górą niewyspania, marząc, by mała ona nareszcie zdrzemnęła się choćby na godzinę w ciągu pochmurnego dnia, a ona padnie wtedy nieżywa i będzie z całej siły spać. Nie ma siły wyjść na spacer nogami, porusza się za pomocą niebieskiego samochodu, jeździ znów nadmiernie wydzierając ostatni bastion wolnego czasu dla siebie.
On: pracuje bez tchu, w południe jedząc wspólny obiad, a wieczorami spotykają się talerzami ze wspólną kolacją, łączy ich gwizd czajnika i opowieści z całego dnia.
Ona: tak sobie myśli, jak inne dają radę, skoro mała ona zupełnie nie skupia uwagi na niczym, przewraca i niszczy wszystko, nie ma czasu jeść, ciągle biega. Może to wiek, może samość w tej opiece, może jesień zadeszczona, może. Podgląda co się dzieje w kosmetycznej, już odległej galaktyce, patrzy na nowe luksusowe cienie i myśli, gdzie ona by się miała nimi umalować, skoro ma jedynie siłę na rzęsy i fluid. Jesienne premiery istnieją dla nie mam, albo dla tych, które mają czas je wykorzystać i opisać, w niej liter tak dużo, a tak przelatują przez zmęczone wieczory, spychając się na następne dni, aż wreszcie ulegną jej palcom. Może ma taki czas, że jest skupiona na minimalizmie, może ograniczyła swoje urodowe działania do minimum, ostatnio zakochuje się w kremie Vis Plantis za trzydzieści złotych, a działa i ją co rano uśmiecha. Przed nią jeszcze kolejne wyzwanie, które pojawi się wiosną i trzeba zebrać siły, aby się udało, aby połączyła wszystko w jedną całość, nieustannie utrzymując się na zawodowej powierzchni, aby tylko nie utonąć w domu. Karkołomny plan być może się uda.
On: martwi się o nią brązowymi, badawczymi oczami.
Ona: w powodzi długiego i zazwyczaj takiego samego w treść dnia, zamyśla się od strony więdnącego ogrodu, jak nadal jednorazowość krąży, jak ludzie się boją nowego i nieznanego i wycofują, bo po co się zmierzyć, jak nie dbają o kontakty, po co, jak można napisać status i wystarczy. Ale pojawiają się odkurzone znajomości, co nieustająco cieszy, bo wtedy daje im się drugie życie. Tak sobie myśląc, rozładowuje przy tym milionową zawartość zmywarki i bierze się za kolejne rzeczy. Życie płynie swoim ustalonym trybem i jest jak jest, świat się poukładał nieco inaczej. Nie kupiła jeszcze wrzosów przed dom, codziennie potyka się o tysiące słów, a wieczorami powłóczy zaledwie palcami tak, że nie wystarczy ich już na pisanie. Za czym oczywiście nieustannie tęskni.