24 lis 2015

M 208:

Pojawił się niespodziewanie, podkreślany niepełnym księżycem, jakby ten właśnie księżyc celowo spadł blaskiem na pierwszy, bardziej obfity śnieg. U nich gwiazdy są większe niż w ostatnio odwiedzonym mieście na Wu. Miejsce to jest ciągle tym samym nerwowym rytmem, ze zmienną modą na tym razem buraczany hummus i pieczone jak frytki warzywa, z nowymi modelami wózków Maxi Cosi i ergonomicznych nosideł. Ona z walizkowych czasów, posiadania dwóch suszarek do włosów, dwóch szczotek i nieustannego żonglowania ubraniami po dwóch domach ma inaczej w sobie, jak niebywale wtedy napędzał ją stres, turkuć podjadek, który na szczęście nie wyżarł jej do szczętu, bo się nie da. Teraz jest tak, że sobie pojedzie, odwiedzi i wystarczy. Może, ale nie musi. Że w miejscu, gdzie je się zdrowo, na gryczanych talerzach, kiedy mała ona biega pomiędzy książkami i kuchnią dla dzieci, a ona rozkoszuje się rozpustną bezą z granatem, musem z mango i kremem z mascarpone, w domku dla lalek lub opodal zasłony, gdzie robiono jej zdjęcia, można spotkać przyjazne dusze i nawiązać z nimi porozumienie w jednej krótkiej chwili. Może ona właśnie ma takie umiejętności, że niby z pozoru absurdalne miejsca przynoszą nowopoznane dobre dusze i one są sobie w niej będą zawsze miłym uśmiechem witane. Inspiracja Polyanną trwa, zawsze tak miała i to buduje w środku bastion pozytywnego myślenia nie do przebicia. Dobrze, że ma takie chwile, pomimo narastającej i nieustannie przepychanej góry zmęczenia, o którą się kiedyś tak potknie, że nie wstanie i co będzie. Wypuszcza z rąk rzeczy, plami się czymkolwiek nieustannie, starannie wklepuje krem pod oczy wierząc, że pomoże, a nie bardzo to i tak widać. Dba jak może o małego anioła, który w niej cierpliwie rośnie i oczekuje, kiedy wreszcie pojawi się przodu oznaka, że jest podwójną mamą. Chodzi w trzech ubraniach na krzyż, bo tak jej wygodnie, bo tak jej najlepiej. Nie odpuszcza malowania rzęs i kupiła sobie szminkę w jaskrawym kolorze. Wciąż ma ochotę na bułkę z masłem i pad thai, dręczące poczucie tego drugiego smaku pewnie zwiedzie ją wreszcie na restauracyjne manowce, nie w jej mieście, bo się nie da. Wieczorami szukają zachłannie, a potem zasypiają oparci o ciepłe fragmenty siebie. Uspokaja się, powinna, bo rozedrganie nie jest dobre dla małego człowieka w niej. Jest na dobrej drodze. Jest jak jest.

2 komentarze:

  1. Pani Magdo.. uwielbian czytac Pani bloga. Bardzo sie ciesze, ze niedlugolo zostanie Pani Mama. Serdecznie gratuluje:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogromnie dziękuję za miłe słowa :) :D

    OdpowiedzUsuń