31 mar 2016

M 217 albo mała ona:

Najpierw sprawdza czy to na pewno ta godzina, bo jeszcze nie przestawiła zegara na ścianie i jak się ledwie co budzi, to myśli czy to szósta czy siódma. Potem patrzy czy okno jest suche czy nakrapiane, telewizor sąsiadów o dziwo jeszcze nie wstał, za to pies tak, szczeka. Leży na brzegu łóżka na rogalowej poduszce i bardzo jej się nie chce zaczynać dnia, kiwnąć palcem, chociaż za drzwiami już wszyscy wstali. I drzwi się otwierają i obok niej kładzie się mała ona, aksamitne, ciepłe ciałko wtula się w nią, patrzy, robi oczami sowę i całuje, całuje po dziecięcemu z siłą i rozmachem, bo trzeba mamę przywitać i powiedzieć cześć i opowiedzieć jak się wstało i że zrzuciła jak zawsze skarpetki i naprzytulać się na cały dzień i tak wygląda poranne, dziesięciokilowe szczęście. Potem wstają i idą do łazienki i jak ona myje włosy to mała ona buszuje z radością po wszystkich szufladach i wyciąga zawsze te same kolczyki z szuflady, bo fajnie się je wrzuca przez dziurki w drzwiach łazienki na drugą stronę. I w szafkach są poukrywane skarby mamy, buteleczki i saszetki i super się je układa w rządek i wyciąga i chowa na przemian. A potem gania po łazience, bo trzeba już iść na dół bo śniadanie bo dzień płynie, bo pieskot wita czule i może będą kaczki w stawie i pierwszy wiosenny motyl cytrynek. Dzień się zaczyna od śmiechu, codziennie i każdy jest nowy i cudowny, nawet jeśli ona powtarza te same rytuały, ale to ważne w życiu małej jej. Dobrze jest potknąć się o małe buty, usłyszeć, że chce jeść jajo, kanapkę, kluski i serek na raz i zacząć dzień od tysiąca małych rzeczy wyznaczonych przez osiemdziesięciocentymetrowego generała. Taki koniec marca, w ciepłym śpiewie pierwszych ptaków i dobrze jest mieć takie miejsce, gdzie można je bez problemu usłyszeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz