Ciągle ją coś boli, w tej zimie bezśnieżnej, zaledwie siwej do południa, bo potem to już nie, kiedy robiła kolejną blachę ciasteczek dopadł ją ból łokcia, cudownie po prostu, zalał mdlącą falą jak za dużo majonezu w sałatce, jak natarczywy zapach melona, no niedobrze, przeciążone ma wszystkie stawy i jak chodzi to skrzypi. Jak wstała w poniedziałek, to musiała otworzyć pudełko z farbą Revlon średni brąz, bo na głowie kilkutygodniowy dramat, wszystko wysuszone przez zimę, przez ustawiczne niewyspanie, jakby niedobór snu kruszył końcówki włosów, dorabiał siwe włosy i paznokcie, przesuszał ramiona, chociaż tyle w siebie smaruje. Jak dobrze, że na świecie jest Hada Labo, cudem nie pozwala odwodnić skóry na twarzy, dodaje tego, co zabiera tortura przymusowego budzenia, jak ona tak długo da radę, to nie wie, bo ostatnio nieustannie włącza szósty bieg. Jak jedzie długo samochodem, przez milczące wsie i posiwiałe pola, jak sobie ustawia światła, bo zapomniała, jak się włącza przeciwmgielne, a trzeba wysunąć korbkę i wtedy są, jak wysila wzrok, żeby polizać światłami drogę na tyle, żeby było coś widać, to myśli o herbacie, którą wypije zaraz po przyjeździe. I będzie to zielony earl grey Irvinga, w szklance w paski, byleby więc dojechać do tej herbaty, w tej mgle, w tej zimie w miarę bezpiecznie i bez mandatu, byleby one nie płakały że coś, że lalka upadła, że chrupek, że nuda, gorąco, nie ta piosenka, za daleko i takie tam. Więc wraca z tej mgły, wyciąga się z kubków po kawie, z okruchów obłędnej drożdżówki z Paradyża, wychodzi z zesztywniałych kolan, wyciąga tysiąc rzeczy z samochodu i układa je w rzędzie na tygodniowe rozpakowanie, a potem, kiedy już wypije tego earl greya, kiedy zje kanapkę z serem havrati, keczupem Kotlin w szklanej butelce i kiełkami brokuła, kiedy dopilnuje kiedy wszystkie ciepłe stopki są przykryte a smoczki włożone i śpią, wtedy zatapia się zachłannie w niego, w rytmie milesa, niespiesznie raz i dwa, kiedy nie wie, gdzie kończy się on a zaczyna ona, pełne jing i jang, płonie wszystko w jego brązowych oczach, silnych palcach i nakrapianych ramionach, nie gasi tego nawet wirujący dźwięk trąbki ani dorosłe godziny wieczoru. Tu jest najbezpieczniej, w jednej chwili można zostawić te bolące kolana i łokcie i sobie tak pobyć ile się da i na ile pozwoli cienka granica między późnym wieczorem, a ciężką, ciemną nocą.
Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
22 gru 2016
10 gru 2016
M 234 albo dwa:
Raz jest kożuch śniegu, a raz nie ma i kiedy nie ma, to mała ona
twierdzi, że idzie wiosna a nie zdążyła ulepić bałwana. Każdego dnia
przesuwa moment, kiedy weźmie z tarasu mały, żółty i jeszcze nadmuchany
basen, bo jak przyjdą mrozy, to się ten basen zepsuje, a maleńka ona
miałaby w nim dużo radości już wtedy, kiedy będzie ciepło. Więc się w
końcu zbierze i zrobi te trzy kroki w zimnie. I powinna tez pochować
meble ogrodowe do altany, bo w sumie już czas, a brudny śnieg sprawi, że
na i tak już przyszarzałej bieli będzie jeszcze gorzej. Jeszcze kilka
dni temu kwitły begonie, ale teraz powalone zimnem, umarły jednej nocy.
Za to kret nie próżnuje i postawił dwadzieścia piramid Cheopsa opodal
stawu a on za nic nie może go złapać w zastawiane rurki-pułapki. Ona
dużo w domu, bo maleńka ona kaszle i są sobie we trzy i tak dni płyną,
wypełnione inhalacjami, syropami i obserwacją, jak ogród coraz bardziej
zastyga. Ma dwie małe je i tak sobie myśli, że dwa albo bycie drugą było
u niej najczęstsze. Urodziła się w drugim miesiącu roku. Zazwyczaj była
druga w klasie w nauce, druga w konkursach literackich, bo w
plastycznych to zazwyczaj pierwsza. W harcerstwie zawsze przyboczna albo
ogólnie zastępca drużynowej, jak wierny giermek-uzupełniacz, kończyła
marzenia na zielonym sznurze, nie na granatowym. W pracy zastępca, prawa
ręka, lewą też była, ale z awansem na prawą. Dobra asystentka. Druga
córka. Ona też ma dwie córki z drugim mężem. Tak miało być, że są one dwie, bo jakżeby inaczej, skoro podwójny los na wszystko, ale tak właśnie on się układa. Ilu ma takie drugie życie, dane z różnych
powodów. Ilu wchodzi do tej samej rzeki. Ilu nie docenia tego
pierwszego życia , nie patrzy na znaki i na to, że wszystko jest po coś.
Tak ma, ta ona i co jeszcze będzie u niej drugie, tego jeszcze nie wie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)