23 maj 2017

M 247 albo jeszczemajowy:

pan z trąbką i skrzypcami grał w niej muzykę od zawsze zaczynał od bacha i wracał tam gdzie był na uliczki te znajome tak gdzie izolda i wreszcie gdy dni wyblakną mi i powiem tak żegnaj mój świecie podjedzie tu kierowca z mgły w niebieskim swym kabriolecie ja sam dojadę tam gdzie czeka mnie ostatnia puenta nie nie nie dziś bo koncert mam a to rzecz święta i ona jak usłyszała że jednak pojechał bo tam gdzieś gdzie nie wiadomo co jest wezwali go do największej orkiestry świata a ona w ten dzień kupiła tysiąc kwiatów i sto litrów ziemi i sadziła te begonie pelargonie i inne nie nazwane w dźwiękach tej muzyki jaka się już nie zdarzy nigdy i płakała ukradkiem bo tak bo musi wypłakac ten brak że nic już nie będzie takie samo. Umiera ten świat zabiera wirtuozów dźwięku  i nie zastępuje ich za bardzo nikim bo teraz żyje się w smarfonie i aplikacji na wszystko żyje mało melodyjnie bo po co przecież są jakieś piosenki jednosezonowe wydmuszki nie do zanucenia a jeśli nawet to ruda tańczy jak szalona i tyle można zaufać kumkaniu żab i szumie majowego deszczu bo to muzyka od wieków taka sama można posłuchać jak rosną kwiaty pękają im pąki i jak wieczorami słucha się tych koncertów kiedy wszystko rośnie i rano podziwia o ile.  Są ludzie którzy usiłują być muzyką ale to nie jej dźwięki ona woli te stare te odkrywane na nowo oparte na głosach jakich już nie ma świat sobie poszedł w stronę w której ona się gubi i żeby się upewnić że jednak jest tiu i teraz wita świeżo rozkwitłe kwiaty  Ziemia pachniała wdzięcznością nie spieszy się nigdzie cierpliwie czeka na niedużą łopatkę na nowe korzenie które przyjmie które w dźwiękach trąbki jedynej i rozpoznawalnej pięknie potem urosną kwiaty ona uwielbia cieszy się że tyle mogła i tyle umiała. Wieczorem zatapia się w jego palcach w ich domu który jest zupełnie jak jing i jang w którym wszystko stapia się w jedną całość bo każdą rzecz wybierali razem i dlatego jest tak spójna pięknie im to wyszło tonie w kwiatach w zapachu ziemi w myślach dlaczego tak szybko konieczność zabiera kogoś kto był niezwyczajnie na teraz dobry słuchaj proszę co było przeszło nie wróci wczorajszy smutek niech już nie smuci więc zostaw zostaw wszystko i zatrzymaj mnie

16 maj 2017

M 246:

Pojawiła się w swoim rodzinnym mieście sama, z zachłannością czasu dla siebie, z przespanymi nocami, z planami, że będzie to i tamto i nie wyszło. Najpierw rzuciła się na skupisko sklepów, wgryzła się w wyczekany i lubiany labirynt z obietnicą znalezienia właściwego, celnie w punkt trafionego czegoś do ubrania, kiedy jej barometr nigdy nie zawodził, kiedy wiedziała co i jak i w jakim rozmiarze i do czego, nagle nie potrafi, gubi się i wychodzi, tracąc cenny czas i minuty słońca. Nie umie bez niego kupić bluzki, bo nie ma tej jego przyprawy wzroku, który powie, że to ta, że wciąż wygląda dobrze, chociaż ona i tak wie, że tak jest, ale potrzebuje lustra koniecznie w nim. Wszystkie szpilki są za wysokie bez niego,  kawy nie ma co pić, bo czas ucieka a najlepiej się pije flat white w towarzystwie brązowych oczu, każdy długi sen niespokojny bo nie ma jego skrzydeł w każdym momencie, kiedy tego potrzebuje, za mała ona na to duże miasto, weszła  w te miejskie wygodne kapcie, które zna na wylot, uwierają bez niego nawet one, chociaż tak dobrze je zna.
Wychodząc, z galerii handlowej wypruła nitkę, która ciągnie za nią  zmielony baobab dający szczęście i zdrowie i naturalne brwi Ani Starmach, szok w czasach pomad, cieni i kredek do brwi, że tak można, to niespotykane, że jeszcze nie padła ofiarą pęsety i wosku. Że wszystkie bluzki mają kaskady buf u dołu rękawów, że są proste i haftowane i do tego nosi się poszarpane dżinsy, właściwie można sobie kupić takie normalne a potem je pociąć i spruć wedle uznania i przy pomocy ostrej tarki do warzyw. I jeszcze dżins i kwiaty i naszycia i w tym wszystkim niemożliwe jest znaleźć granatową spódnicę do kolana, nieco efektowną, z uroczą kontrafałdą, klasyczną i nie uszytą ze sztuczności, no nie ma, jakby ktoś wyeliminował tę część garderoby, też sobie wymyśliła taki relikt, ta ona.
Modny błysk na twarzy. Matowe szminki nude czyli w nietwarzowych beżach, dla wielkoustych i będących na czasie. Ona na czasie nie jest, więc je omija, wierna od lat soczystym różom, w parze z umalowanymi rzęsami wyglądają naprawdę nieźle. Więc ta Łódź taka wyczekana a na obrzeżach dni nijaka, ulice nabrzmiałe od wspomnień, przebudowanych jak ulice, zatartych jak napisy po knajpach, których już nie ma. 
Dlatego od teraz już na pewno wie, że tam, gdzie rośnie jej dom, misternie teraz dba o wygląd jego środka, a na zewnątrz sadzi begonie, dalie i surfinie, aby dać się zatonąć w kwiatach i słońcu już niedługo. I nie ma w nim sproszkowanego baobabu.

11 maj 2017

M 245 albo środek remontu:


Nie do wiary, że za miesiąc mają być truskawki, jak one urosną, kiedy tak nieustająco pada, kiedy zimno, nie ma jak wykopać umarłych azalii, nie ma jak rozstać się z tym, co uschło w zeszłym roku i tak sobie trwa przyrośnięte do tego, co narosło nowe. Katarzy się i walczy z bólem gardła, ciągle coś się za nią ciągnie, jakby to zimno przeciągała na drugą, ładniejszą stronę roku, no jak to jest z tym zimnem, kupiła piękne dalie i begonie i żyły jeszcze do wczoraj, kiedy nad ranem przyszedł dziadek mróz i skosił je na zawsze. Jeszcze o siódmej rano były powleczone delikatnym szronem, jeszcze różowo żywe a potem stopniowo sobie umarły, niby nic, kwiaty, ale strasznie przykre, bo wybierała je jak wszystko, z wielkim sercem. Ale za to w nareszcie słoneczne popołudnie, w fazie remontu, kiedy się czeka na finał, przyjechały oczekiwane meble, w końcu osiadły u niej  po półwiecznej tułaczce, nareszcie ciężki kredens stanął na właściwym miejscu i sapnął i powiedział dziękuję, a ona nienormalna, bo jak to można się popłakać z powodu mebli, bo naprawdę on do niej szepnął, jak stanął pod ścianą i ona go dotknęła. Jak już kredens zamieszkał wraz z owalnym stołem, to wnętrze, chociaż jeszcze niekompletne w tekstylia i kominek, nagle stało się całością, kuchnia rozmawia z salonem, stół po jednej babci rozmawia ze stołem po drugiej, normalnie słychać. Tak, ona tak ma, że wszystko co było musi być też teraz, choćby w części, dlatego łączy w domu dawne energie z nowymi, łączy się to w jedną, harmonijną całość. Bo ma teraz czas harmonii, na razie wszystko się równoważy, nie musi a chce, na przykład snuć się po targu w poszukiwaniu idealnych begonii, dużych wiejskich jajek, soczystego w zieleń koperku i eko marchewki. W tym majowym, jeszcze nie za ciepłym słońcu, potem w nadgryzionym już księżycu, w ciepłym blasku lampy, jest sobie z jego brązowymi oczami, z mruczącym kredensem, tak tu i teraz, jak ma być w środku maja i to się nazywa szczęście.