11 maj 2017

M 245 albo środek remontu:


Nie do wiary, że za miesiąc mają być truskawki, jak one urosną, kiedy tak nieustająco pada, kiedy zimno, nie ma jak wykopać umarłych azalii, nie ma jak rozstać się z tym, co uschło w zeszłym roku i tak sobie trwa przyrośnięte do tego, co narosło nowe. Katarzy się i walczy z bólem gardła, ciągle coś się za nią ciągnie, jakby to zimno przeciągała na drugą, ładniejszą stronę roku, no jak to jest z tym zimnem, kupiła piękne dalie i begonie i żyły jeszcze do wczoraj, kiedy nad ranem przyszedł dziadek mróz i skosił je na zawsze. Jeszcze o siódmej rano były powleczone delikatnym szronem, jeszcze różowo żywe a potem stopniowo sobie umarły, niby nic, kwiaty, ale strasznie przykre, bo wybierała je jak wszystko, z wielkim sercem. Ale za to w nareszcie słoneczne popołudnie, w fazie remontu, kiedy się czeka na finał, przyjechały oczekiwane meble, w końcu osiadły u niej  po półwiecznej tułaczce, nareszcie ciężki kredens stanął na właściwym miejscu i sapnął i powiedział dziękuję, a ona nienormalna, bo jak to można się popłakać z powodu mebli, bo naprawdę on do niej szepnął, jak stanął pod ścianą i ona go dotknęła. Jak już kredens zamieszkał wraz z owalnym stołem, to wnętrze, chociaż jeszcze niekompletne w tekstylia i kominek, nagle stało się całością, kuchnia rozmawia z salonem, stół po jednej babci rozmawia ze stołem po drugiej, normalnie słychać. Tak, ona tak ma, że wszystko co było musi być też teraz, choćby w części, dlatego łączy w domu dawne energie z nowymi, łączy się to w jedną, harmonijną całość. Bo ma teraz czas harmonii, na razie wszystko się równoważy, nie musi a chce, na przykład snuć się po targu w poszukiwaniu idealnych begonii, dużych wiejskich jajek, soczystego w zieleń koperku i eko marchewki. W tym majowym, jeszcze nie za ciepłym słońcu, potem w nadgryzionym już księżycu, w ciepłym blasku lampy, jest sobie z jego brązowymi oczami, z mruczącym kredensem, tak tu i teraz, jak ma być w środku maja i to się nazywa szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz