4 paź 2017

M 255:

Nie wie, co się działo we wrześniu, pochłonięta koniecznościami, tonąca w innych literach, przesuwająca dni jak korale na sznurku. Palce jej pachną cebulą, bo panuje w domu lekki kaszel, kroi więc podłużne, chrupiące głowy, przesypuje brązowym cukrem i miesza słojem, żeby się połączyło. Sieka, mieli, miesza, gotuje, szuka smaków, rozwija ich wachlarz, żeby poznać coś nowego, czyta i szuka w ustach nowych, chcąc zacząć dobrze jesień, Obserwuje, jak kolano jej chrupie, kiedy wchodzi po schodach, chrup odbija się echem po schodach jak jabłko gala, soczyście. Boli, ale tak będzie już zawsze. Ma w tym wszystkim czas, co za szczęście. Żeby obserwować, jak ogród się starzeje, jak ślimak winniczek zdobywa próg domu, jak konik polny stuka do drzwi. Zrywa pigwę i resztki wyjedzonych przez ptaki winogron po drugiej stronie działki, tam, gdzie trawa wysoka i ciężko się chodzi. Trzyma na kolanach dwie małe je i śpiewa im milion znanych piosenek, będąc tylko tą chwilą, ich muzyką, ich mamą, ich bezpieczeństwem i tym, że mama zawsze coś wymyśli. Dom pachnie grzybami, obiadem, jego gładką skórą, kiedy późno w nocy, w cieple kominka z pięknym ogniem do zamyślenia i podziwiania, leżą sobie blisko na fioletowej kanapie i sobie są, nie wiedząc, gdzie mają głowę a gdzie palce, potracili kierunki, wyostrzyli zmysły są najbardziej razem jak tylko można w jednym momencie, tu i teraz. Jak wreszcie z trudem pójdzie na górę, zostawiwszy to kominkowe ciepło, jego też prawie śpiące skrzydła i wciąż mocno brązowe oczy, wyłączające dzień i dokładające drewno, to po odprężającej i ciepłej wodzie, japońskim olejkiem zmyje z twarzy resztę rozświetlającego podkładu Clarinsa, tusz L'Oreal i delikatnie fioletową kredkę, potem użyje piany z marchewkowego kwadraciku z Ministerstwa Dobrego Mydła, nałoży cztery krople olejku ze śliwki i hialuronowy krem Kose, wetrze ujędrniający balsam z Perfecty, łaskocząc za skrzydło fioletową ważkę na lewym przedramieniu, włoży szarą piżamę i jakimś cudem dojdzie tam, gdzie przychodzą sny, gdzie księżyc sprawdza, czy szczelnie przykryła się kołdrą robiąc mu miejsce, gdzie skośne okno wita nowy dzień.

2 komentarze:

  1. To jest przepiękne! Bardzo podoba mi się jakże w poetycki sposób opisujesz swoje życie i z jakim dystansem potrafisz na siebie spojrzeć. Opisałaś w tym poście takie codzienne, małe rzeczy, na które się nie zwraca uwagi i właśnie te "błahostki" są takie piękne. Nauka z tego taka - cieszmy się z małych rzeczy!
    https://ptaszkow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogromnie Ci dziękuję - mimo wszystko życie może być poezją, tylko trzeba zauważać i chcieć :)

    OdpowiedzUsuń