24 mar 2018

M 264 albo o bezwiośniu:

Jak można tak strasznie długo nie pisać, zostawiła te swoje ulubione strony na tak długo, na prawie miesiąc, niedorzeczne. Wpadła w wiosenną dziurę, w jakiś bezliterowy marazm, bez żadnego rytmu, bez myślenia, zaledwie odkrywając kilka nowych niemięsnych smaków. Czasem w stanie podpłaczliwym nawet, kiedy łzy nasiąkały na parapet powiek, bojąc się spaść i skroplić dalej w przepaść pomimo asekuracji rzęs wzmocnionych dodatkowo tuszem L'Oreal. Jest czas na bezsiłę i łzawienie w jakimś smutku nie wiadomo skąd, z przesuwania granic, kiedy jechała samochodem sześć godzin trasą, którą zazwyczaj przejeżdża w dwie i pół, w bieganiu w taki mróz, że aż zamroził jej twarz i oczy i nie mogła wydusić słowa ani spojrzenia, takie w niej granice. Znów trzeba będzie powoli, krok za krokiem z i oddechem włączyć trybik, który uniesie ją poniżej godziny na dziesięć kilometrów, odrobi te niebiegowe straty w nogach, chce, nie musi. Przygięło ją to przedwiośnie, niedobrze, mało jej ich razem, bo pielęgnują razem dom i on wciąż po swojemu rośnie, ale bez zbyt częstych spotkań ust i palców gdzieś na trasie. Tak szybko zabiera ich sen, że nie ma siły na więcej, na to, aby rozsupłać zmęczone ciało miękkim spotkaniem warg, aby sprawdzić, czy linia jej talii jest wciąż wąska, czy nic się nie zmieniło w miejscach, które lubi i które pod wpływem palców zmieniają się na jedną dłuższą chwilę. Wchodzi gdzieś głęboko w siebie szukając w zakamarkach powietrza, które przywróci ją do większego wyżywania życia, ale jak go nie znajdzie, to poczeka, aż zmieni się czas, przekręci jak trybik, wkręcając w godziny i minuty więcej światła i powietrza, a mniej nadsenności zalewanej kawą. Szura w upadłych liściach, jak w myślach, które zostały gdzieś w zimie i jeszcze nie wyrosły nowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz