17 sie 2019

M 298 albo o popsuciu:

Burza była taka, jakby niebo miało się wyrwać korzeniami piorunów, jakby wszystko, co poniżej horyzontu stawało na ściance, a fotoreporterzy z góry oślepiali by fleszami wszystko, co na ziemi. I ją i małą ją, leżącą w łóżku wypełnionym porwanym snem, jak wyspa, w której najmocniej biło jej serce i czy mała je usłyszy, czy nie, to nie wiedziała, bo na tej wyspie z kołdry i strachu działo się dużo i nie chciało zapaść w kojący sen. Ma jakoś tak, że jej nie wychodzi, że się psuje wszystko na raz, że nie chce współpracować, zacina się, jest nie takie, jakie być powinno. Po dniu jak lep na muchy, w którym ciężko ruszać nogami w stężonej mazi dnia, zapada się w tak głęboki sen, że jest ogromnie po drugiej stronie, bardzo daleko zwiedza cudne manowce, sączy senne opowieści, wyraziste, duszące, jakby ktoś zakrywał jej nos pierzyną, kto zresztą śpi jeszcze pod nią, górą gęsich piór zaszytych w różowy adamaszek, w którą można było właściwie spaść z pierwszego piętra i nic się nie stało. Żyje w pożyczonym komputerze, który nie płynie pod jej palcami jak jej uśpiony, ma nadzieję, że nie na wieki, laptop, może i on zasnął tak mocno jak ona i może i jego trzeba będzie budzić do skutku, bo u niej z tym ciężko i dlaczego tak, to ona nie wie. A potem pojawia się soczysty plaster księżyca, który kusi, przypomina, że ktoś ich wciąż chciwie podgląda, jest jak guzik, który włącza i wyłącza natarczywą noc, bez konkurencji perseidów chociaż połowa sierpnia. Dziwny ten sierpień jakiś, nie pachnie wygrzanymi polami, powoli sypie pierwszymi gruszkami, a przegapiła pierwsze celesty , bo celesty zawsze jadła najsampierw na gdańskim targu, a ponieważ w tym roku tam nie byli, to jakoś nie wbiła zębów w soczysty, chrupiący miąższ ukochanych jabłek początku lata. Gdzieś tam skubią się po drodze, wiedzą, że są, jeżdżą wszędzie razem jak lubią i wciąż są tak blisko, że bardziej nie można. Od zapadania się w głuchą pierzynę snu, poprzez sążniste, letnie burze, aż po ciężki kaliber niewyspania - jakieś to lato bez rytmu.