Jak biegła nad Bug pachnącą, wczesnowiosenną łąką, tak po prostu, na 
przełaj, to było absolutnie cudownie.  Rzeka poszarpana zaroślami i 
rosochatymi drzewami, krętą  linią wyznaczała gdzie wschód a gdzie nie. 
Bo tam, gdzie rosną pałace i dwory, gdzie się ocala i nie ocala od 
zapomnienia, gdzie zieloność taka, jak nigdzie indziej, to jest jej 
któraś podszewka, może jednak halka z jedwabiu z delikatnym angielskim 
haftem, kto zresztą dzisiaj nosi halki pod ubraniem, nikt... Gdzie się 
podziały czasy, kiedy prawie każdy umiał jeździć konno, a kobiety w 
damskim dosiadzie, jak tak galopować, w sukni, gorsecie, kapeluszu i 
rękawiczkach, dzisiaj rzadko kto w ogóle w nakryciach głowy chadza. 
Rozdarta pomiędzy międzyczasami, gdzieś z wpojonymi manierami sprzed 
wieków, które zanikają, bo się tak do końca nie da im hołdować, ma jakiś
 trzepot serca w miejscach, gdzie ocala się od zapomnienia to, co 
zostało sprzed stu lat. Pachnie wszystko wokół, rośnie ta wiosna, sypie 
płatkami kwiatów, zagląda łapczywie w ogrodową zieloność z fioletowej 
kanapy, z której ciągle stuka bo pisze. Podgląda, co się nosi i po co i z
 czym i przeniosła by się w czasy "Tygodnika Mód i Powieści" albo 
"Bluszczu". Albo francuskiego "Vogue'a". Bo ona kiedyś zamieni te swoje 
dresy z Insomni i dzianiny z Massimo Dutti na bycie bardziej chic. Bo
 teraz pantery, worki na jedno ramię to nie to co New Look Diora, 
chociaż nie da się za bardzo w tym iść na plac zabaw, chociaż do 
szafirowego automobilu wsiąść można, lekko naciskając gaz butem na 
niezbyt wysokiej szpilce, to akurat potrafi. Gdzie się podziały 
jedwabie, perkalowe sukienki i batystowe bluzki, wszędobylski poliester z
 akrylem zamienił świat w jeden wielki iskrzący sweter, którego nie ma 
ochoty nosić. Jeśli kaszmir i alpaka, to za miliony, podobnie jak jedwab
 czy merceryzowana bawełna. Jak tu się pogodzić, że wszystko jest z 
plastiku, zawiera cukier i nie jest na zawsze. Taki jej kwiecień. 
Materiałoznawczy i wspomnieniowy.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz