24 lis 2018

M 282 albo listopadowy:

Ma tak, że w jakiś listopadowy wieczór, po prostu któryś w miesiącu, gromadzi słowa w głowie i one sobie tam są i prowadzą dialogi i monologi, jakby zaraz miało ich nie być. Goni ten wieczór, który tak strasznie się kurczy jak przebity balonem, bo to, bo owo, bo trzeba i jeszcze tamto, żeby rano wstać i nie potknąć się o warstwy. O szyby deszcze dzwoni, deszcz dzwoni jesienny a w pamięci cały wiersz Staffa, ciągnie się nitką, jak ona zresztą strasznie dużo pamięta, całe akapity z książek, milion wierszy z drogiego jej międzywojnia, jakby tym chciała ocalić od zapomnienia to, co w niej tak żywe wciąż. Tyle powinna, a nie umie nie może nie chce. Gdzie zajrzy, tam powinna, a z jakiś powodów tego nie robi. Bo wreszcie może posiedzieć i poczytać co na pudlu, powspominać jedną i drugą jesień, kiedy ustawicznie wyciągała rosyjskie akwarele w kostkach i mazała pędzelkiem to i owo, zamknięte to owo teraz w pamiątkowej tubie. Bo dowiedziała się, że tego przezroczystego z mleka kokosowego się nie wlewa, tylko zostawia samo białe, a ona używa wszystkiego i nie wie czy to źle czy dobrze. Bo ma chęć na jakąś pastę z buraka, ma do niej wszystko oprócz chęci, bo trzeba będzie zmywać okoliczności wytworzenia tego co dobre a jej się nie chce. Bo zaraz powinna iść na górę i sprawdzić ja sączy się sen małych nich i czy są w dobrych dłoniach kołdry czy poza. Bo jego nie ma i nie ma kto ją wygonić, żeby szła już i on zaraz przyjdzie. I ma tak z tym listopadem, że kiedyś to był jakiś znielubiany miesiąc a teraz po prostu wystarczy się ubrać, założyć rękawiczki i pójść w pogodę jaka jest, bo nie ma się na nią wpływu. Ma trochę w głowie to tu, to tam, bo niedługo będzie musiała być skoncentrowana jak kostka rosołowa z olejem palmowym, czyli musi mieć w sobie wszystko co dobre  i złe. No ma tak, ta ona, kiedy wysprzątała dom jak nigdy o tej porze dnia, kiedy czepia się słownych skrótów, który pan Staff by w życiu nie pojął w swoim listopadowym dżdżu.

16 lis 2018

M 281 albo ciekawie i nieciekawie:

Zamiast być jak najczęściej tu to nie może, przytrzaśnięta ciemnością nowiu, bo jak inaczej to wytłumaczyć, stawia te swoje myśli gdzieś na półkach, potem o nich zapomina, kurzą się i nie są już takie same. Jest coś takiego w pisaniu, że jak je wyplącze z tych swoich zwojów, to potem one ulatują jak ślad na niebie po samolocie. Ciekawe jest patrzenie, jak ostatnie liście gubi perukowiec w ogrodzie i jak wciąż rosną tymianek i takie coś jasnoszare i pierzaste. Nieciekawy jest zapach soli kala namak i białego pieprzu po otwarciu torebki, ale smakują właściwie. Ciekawe jest bieganie, kiedy wszyscy wokół są radośni a ona może zasuwać 5:20 w przecudownych Saucony Kinvarach do mety i tamże rozbić się o zachwyt jego brązowych oczu. Nieciekawe jest wtedy, kiedy bierze mniejszą ją na ręce, a potem stawiając, rozrywa się o ból gdzieś w okolicy kości krzyżowej i nie wie, co zrobić, gdzie ten ból wywlec czy w prawo czy w lewo, kiedy knebluje jej oddech, trzyma tak, że nie wie, co z nim zrobić i jak go wypluć a potem jak podnieść się z podłogi, kiedy nie można się ruszyć, ale oczywiście musi, abo dwie małe jej nie podniosą, więc milionowy raz musi z tej swojej kupki żwiru siebie zbudować bastion bo jest mamą. Ciekawie jest, kiedy wreszcie tonie w jego rękach i on ją naprawia jak popsutego manekina o kanciastych ruchach, kiedy topnieje w jego palcach i rozkrusza każdą grudkę bólu. Nieciekawie jest, kiedy trzeba wstać i chodzić tak krzywo i do przodu i uważać jak na wazę z dynastii Ming, żeby nie strzelił w nią żaden kamień z bólu jak z procy bo rozpadnie się na kawałki i już nigdy nie sklei. Ciekawie, że gdzieś ponad tym wszystkim umie go oswoić i po nocy sklejonej w jedną pozycję jak naleśnik na boku, może założyć buty i to jest wielki sukces, wiązać sznurówki nie schyliwszy głowy. Nieciekawe jest, że jak kosa, jak białko, jak włosy, jak siano, jak mróz, jak strach ścina ją ten ból nie wiadomo kiedy,jest z nią w każdej chwili i dopiero, kiedy się przyzwyczai, to odchodzi gdzieś w zaleczony zakamarek, by może za jakiś czas wybuchnąć w drugim.