23 mar 2015

M 192 albo syzyfowa codzienność:

Ona: sznury samochodów przerwane zjazdami w prawo lub w lewo, prują się w prawo zieloną strzałką jak niedbały warkocz w lewo przytrzymują hamulcem tych z tyłu i czasem trąbią, zresztą ona nie znosi testosteronów za kierownicami bmw bo oni muszą natychmiast i jadą 160 i się wściekają że ona za wolno a ona wiezie małą ją i ma auto takie że więcej niż 130 nigdy nie jedzie. Rozjeździły się ostatnio trochę mała ona zostawiła kilka niespokojnych snów w fioletowym podróżnym łóżku a ona to już niewyspana tak, że bardziej nie można, każdego ranka usiłuje nie słyszeć że mała ona wstała i zaczęła dzień wypełniony zdobywaniem umiejętności i rytmem dnia ale wstaje, bo dla małej jej to kolejna tabula rasa i jest fajna.

On: zabiegany jeszcze bardziej, najbardziej jak można, nie ma kiedy roztopić się w niej bo ona uwija się za dnia i potem zasypia tak szybko że ona nawet nie zdąży umyć zębów a ona już jest po tamtej stronie.

Ona: od tygodnia zamierza zatopić się w litery czy to czytania czy pisania, które już tak mocno bolą tak chcą być a nie mogą, bo ona wypełnia wieczory przepychaniem sił aby wystarczyły na rzeczy absolutnie podstawowe, na przykład jak bez przewrócenia się na schodach wejść w wyspany sen z kremem pod oczami i na twarzy. Każdego dnia wyciąga z codzienności creme de la creme aby dzień nie był wypełniony zbijaniem godzin jak z termometru pełnego gorączki bo potem zrobiwszy rachunek sumienia stwierdzi, że minął czas jak fast food, zostawiający posmak glutaminianu sodu czyli nie zrobiła niczego ważnego. Zauważyła krokusy, podcięła sen sierpem księżyca i wcisnęła guziki gwiazd, tak dużych tylko nas ich domem o szarym dachu. Usłyszała nowe ptasie głosy, policzyła pączki na krzaku za oknem, od trzech tygodni nie starła kurzu na meblu z książkami, ale za to trylionowy raz weszła i zeszła po schodach z małą nią i dzielnie pcha wózek pod górę bo spacer bo trzeba. I jak znajdzie chwilę aby ten kurz zetrzeć, to się go pozbędzie. I może to dużo jak na ten czas.

Ona i on: pooddychali przestrzenią wypełnioną przyjaciółmi, niebo w mieście na Wu jest mniejsze niż u nich, sprawdziła to wypluta z metra, poza tym za dużo się nie zmieniło na utartych szlakach świetnie się jechało za to szafirowym samochodem bo siódma rano i droga utarta zielonymi światłami i nie trzeba zaplatać warkocza z samochodów.  Za każdym razem kiedy jest w mieście na Wu jest tam inaczej bo ma wokół siebie kolory innych przyjaciół i to jest do zapamiętania na każdy dzień, kiedy jak Syzyf przepycha tę górę codzienności i to właśnie powoduje, że kamień nie spada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz