Nie wie, czy kiedyś była tak zmęczona, nawet wtedy jak mieszkała w walizce to nie było tak strasznie, bo wtedy miała na głowie tylko dobrze obcięte włosy i dwa ukochane koty i nic więcej, a teraz ma dwie małe je i ta jedna wciąż tnie jej noce na niewyspane kawałki, każe się utulać, masować każdy skurcz brzucha, każdy krzyk, która szpulką przenikliwego dźwięku potrafi rozwinąć się w długie nocne godziny. Przewraca się już o siódmej, podpiera mocną kawą o ósmej, a potem przez dzień walczy z rwącym bólem ręki i wtula się w zapach śpiącej maleńkiej niej, żeby nie czuć tego, że jest zmęczeniem zmęczeń i nic na razie tego nie zmieni. To jak sinusoida, z jednej strony radość z pokazywania świata, z drugiej nieustająca, pochłaniająca, żrąca, ogromna, ponad jej siły potrzeba nieprzerwanego snu siedemdziesiąt dwie godziny. Czas depcze jej przez to po twarzy liniami wokół nosa i oczu, zwalcza je ustawicznie wklepując sumiennie rano i wieczorem inne konsystencje i składy, ale im bardziej się stara, tym mniej śpi i koło się zamyka. Ciężko jej się oddycha, bo nie ma najłatwiejszego czasu pomimo czterech niebieskich oczu dwóch szczęść, stara się znaleźć wyrwę w tej ścianie, jaka się stworzyła, już prawie jest, można się zaczepić, zrobić dziurę, powiększyć i przejść na stronę, gdzie jest lepiej, gdzie znów się nie wyśpi, ale będzie więcej tlenu.
Przez trzy tygodnie niepisania milion razy użyła inhalatora i rozmaitych leczących płynów, zaśmieciła samochód kubkami po kawie i ryżowymi chrupkami, które małą rączką pożera maleńka ona, przebrnęła przez wielkie mgły i zakręty, naoglądała się wspaniałości ze świata tworzonego pędzlami, obiecała, że wywiesi karmnik dla ptaków i na razie stoi na ziemi a mróz trzyma, pojechała tam, gdzie świecił śnieg na niebiesko a buty chrupały białą ziemię. Czasami jest tak, że opadają ręce nawet z niepisania, chociaż każących pisać myśli tysiąc, kiedy sprawdza na sobie, że na świecie wciąż są dobre ale i złe rzeczy, kiedy najbliżsi mentalnie umierają bo się pogubili w krainie pieniądza i nic ich nie wróci, kiedy znów włącza respiratory przyjaciół i bycia tu i teraz i to jest jak gazik z octeniseptem, pomaga na chwilę, nie szczypie i goi powoli. Może ma więc niedobory wszystkiego przez to zmęczenie, może mózg jej się wyprostował i ma jedną komórkę z napisem spać, może. Coraz częściej nie ma siły umyć rzęs i wytrzymać do dwudziestej drugiej, bo i tak wie, że znów nie dane będzie jej zapaść w fazę REM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz