...chyba nic. Świat nie umrze ani trochę o to, czy w porę wyśle maila, czy akurat wtedy wypije sok z buraków i nie wyjdzie z domu. Ona posiedzi więc sobie jak lubi, wypróbuje nową kawę, obleje piżamę w snoopy'ego, którą od dawnego niego dostała, otoczy się mruczeniem kotów, zje biały ser z miodem, orzechami i cynamonem, kromkę chleba od Buczka pieczonego w liściu kapusty, albo twardego żytniego z Liszek, z masłem Lurpak i nakruszy w tym swoim wielkim łóżku, w którym wciąż śpi na swojej połowie i nie umie za bardzo inaczej. Ona pójdzie w swoją dzielnicę, gdzie pola, kury i młodopolski zapach, pójdzie szukać kolejnej ciszy na zapas, aby w chwilach, kiedy kolejne miasto i niemoce podróżowe ją rozszarpią - wrócić, przywołać tę ciszę, która ją przepięknie od środka buduje.
Ona: lubi zieloność, zapach życia, kiedy słychać jak liście szepczą, że nastały, kiedy brzozowe gałęzie posypały się liśćmi, kiedy magnolie otworzą swoje pięści i będą krzyczeć bladoróżowym kwieciem, a ona będzie błądzić bez celu, w bezczasie, ubrana w coś tam, w niekonieczności i zachwycie, że jeszcze tak potrafi i tak można. Urlop.
megigreg, środa, 13 kwietnia 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz