27 lis 2020

M 320 albo o snach z betonu:

To jest trochę jak kręcenie liną jak się skakało kiedyś w podstawówce, góra dół i trzeba skakać żeby się nie potknąć bo inaczej skucha, trochę zimno trochę jeszcze nie. Powoli zagląda tam gdzie nie zaglądała całe lata, tam dużo płacze nie może wstać na tyle żeby w ogóle zrobić coś więcej jej zimno wtedy musi być w piżamie w szlafroku pod kołdrą 220x200 i dopiero wtedy może zapaść się na chwilę w sen może lepszy niż w nocy bo ten od dwudziestej trzeciej jest lepki gęsty przerywany niewyspany zaklejający i nie przynoszący ulgi jakby spać nie potrafiła, kto nauczy. Jak wyłączyć te guziki ze snami kto je wkłada do głowy kiedy zasypia zalana nagłym betonem,  jakby ją ktoś wciągał na siłę na drugą stronę, zasuwał księżyc jak ciężki właz do innego świata i może dlatego ona tak śni że chyba bardziej nie można. Trochę jak zasuwanie ciężkich kotar  paryskich kabaretów z przełęczy wieków, można się zadusić sennym kurzem, owinąć w miękki plusz, zapaść za kulisy i nie znajdzie żaden subiekt, żaden kompan na szklankę z absyntem lub smukły aperitif z wermutu.  Zamknęła się trochę w kapsule w której łapie ładne listopadowe kawałki w których mgły kładą się na poduszkach z wciąż mocno zielonych mchów, na których szadź zaczęła malować odcienie jasnej szarości, kiedy czerwone zachody słońca upiększą każdą ulicę a ona goni kulę słońca od dachu do dachu jeżdżąc za nią szafirowym samochodem aż wreszcie ją znajduje. Wszystko po to aby potem znów zapaść się w sen który nie miał być z betonu  a jest bo miało być tak miło bo zasnęła na jego lewym skrzydle rozkruszona w palcach na gwiazdy.

 


 

 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz