Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
3 lis 2011
M 87:
Uplotła z dymu, wspomnień i barwinka rosnącego w ich ogrodzie wianek na grób jego ojca. Kochał ogród, który zaowocował miłością i czuwał w nim, kiedy oni w tę miłość wchodzili, więc część ukochanej zieloności pomilczy razem z nim w miejscu, gdzie przeżyli wspólne ostatnie lato. Pojedzie w rodzinne ramiona i zapali na grobie pamięć o dziadkach. Życie żyjące w kwiatach, w palcach zapalających zapałkę, w świetle. Cmentarz ożyje, będzie rozmawiał, pachniał dymem, przypomni, wspomni, zaśpiewa po swojemu i pożegna świątecznym światłem. Ona poczuje ciepły uśmiech dziadka, który bujał ją na nodze jak była mała i rysował z nią konie. Drugi dziadek, któremu zawsze dzielnie czytała nekrologi i kronikę wypadków, mówił do niej czule Magduś i patrzył, jak dzielnie zagniata ciasto na makaron małymi dziecięcymi rękami. Babcia, kochająca niebieski kolor, która, pudrując nos wielkim puszkiem i malując wąskie usta szminką Celia, szła do prezydium, zostawiając jej na straży tykający zegar. Co można im teraz dać. Światło. Kwiaty. Uśmiech. Wspomnienia. Ściśniętą, umarłą miłość, na siłę odkochaną, zatartą przez czas. Łzy, wycierane ukradkiem skórzaną, listopadową rękawiczką. Co my sobie dajemy. Ukojenie, że zdążyliśmy się pożegnać. Zalepioną cienką lub grubszą warstwą czasu dziurę, która zawsze powstaje po czyimś koniecznym zniknięciu. Tłumiony ukradkiem płacz, który nie potrafi jeszcze unieść smutku i niepogodzenia. Oni są obok nas, czuwają. Rodzice nad swoimi dziećmi, dzieci nad rodzicami. Plączą się dusze, obserwują pośpiech, płacz, podwyżki i szczęście. Nowe budynki. Koty i psy, które zamierają w kłębkach nieutulonego żalu, zaraz po stracie swojego pana. Pogoń za codziennością, niekiedy coraz bardziej ciężką, bo już bez kolejnego filara w rodzinie, bez którego fundament chwieje się i grozi zawaleniem. Umiera miłość, tworzy się dziura. Można w nią postawić znicz i przynieść kwiaty, zapalić światło i zgasić wyrzuty sumienia. Ale lepiej pójść do ogrodu, na spacer i spojrzeć, na ile umarł świat bez obecności bliskiej osoby. Jak trudniej i jak pełniej się potem uśmiechnąć. Bo życie jest światłem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
wzruszające cudo...
OdpowiedzUsuń