18 wrz 2012

M 124 albo o przyjaźni:

Ona zagryza już poniedziałkowy wieczór czekoladą, ostatnio dużo jej je, jakoś tak na dokończenie dnia. Już poniedziałkowe miasto na Wu roztelepało beżową walizkę na mokotowskim chodniku, kiedy minęła sklep z butami, który się właśnie tworzy z takimi superekstrafajoskimi na miarę, minęła celebrycki ogródek restauracyjki bogatej w kozi ser, buraki z orzechami, kurki i wysokie ceny, w której to możni tego świata czyhający na otwarcie sklepu z nadzwyczajnymi butami, chowają napełnione kwasem hialuronowym twarze za wielkimi okularami, jedząc wyłącznie dietetyczne i zdrowe rzeczy. On daleko, ustala linię obrony i okopuje się w ich domowym szańcu, gotowy do bitwy o dobrze rozwiązaną przeszłość. Żeby nie zostawić niesmaku jak źle doprawiony obiad, który się bardziej pamięta niż te podniebienne rozkosze, osiągane to tu to tam. Ostateczne rozstanie z osobą, która kiedyś znaczyła i była horyzontem, nie zawsze jest łatwe. Ona z kolei ma tak, że gdzieś daleko na takim jej horyzoncie, czuje niesmak, że stało się jak się stało, że nie wszystkich naraz można lubić, rozumieć i umieć się rozstać jak nie wychodzi. Zakończona przyjaźń, która znaczyła i przestała się z powodów zbytniego narzucania woli, pobolewa jak źle zrosnięta kość - można z nią chodzić, ale czasem uwiera. Obserwuje. Podgląda co i jak.  Przekopuje wspomnienia, znajduje rysy, góry i doły. Nie lubi, kiedy ma w sobie gdzieś głęboko nie zakończone sprawy. Nie rozplątane do końca węzły, ale je tak zostawi, bo nie ma sensu wracać do nich, skoro są już tak zaciśnięte od dawna.

Zmieniają się ludzie wokół. Są z nami ich ze względu na porę i stan, w jakim się znajdujemy, bo wypełniają w nas lukę, zalewają sobą to, czego nam w naszym pionie brakuje. A potem jak wyschnie, to często odchodzą bo moduł się wypełnił. Przyjaźń jest związkiem, czasem opartym na braku i dopełnieniu i właśnie wtedy jest najbardziej krucha. Jak misja do spełnienia w danym czasie, z początkiem i końcem. Kiedy nieudana, wtedy wisi w duszy jak nie do wyrzucenia plik, jak kartka z pamiętnika, której się nie można pozbyć.

A w mieście na Wu przyjaźni się z długimi spódnicami, czyta rzeczy z MacBooka, ciamka chleb z oliwą z talerza, krytykuje. Nosi się białe trampki lub mokasyny, podwinięte dżinsy i słuchawki na szyi. W porze lunchu zamawia białe wino, odwiedza Powiśle i kupuje coraz to bardziej wymyślne chleby. Wygala pół głowy.

 Nie ona. Ona przyjaźni się z zeszłym sezonem, z życzeniem nowego płaszcza, z włosami, które ujarzmia i pozwala im być sobą. Ona chciałaby zauważyć wszystko i wymazać z siebie każde kogoś zranienie, ale się nie da. Ona za mało jest tam, gdzie powinna, ale inaczej nie może, wciąż wisząc między światami i uwierając się nadmiarem tego, co przynosi tylko ciężki jak kamień sen. Ma wciąż i niezmiennie bezczas na przyjaźń i czas na miłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz