16 kwi 2011

M 50 albo Niedodawalni:

Ona: jest w mieście, w którym wszędzie jest daleko, na bufet zakąsek podają śledziowe ble, na każdym rogu wokół rynku krem z pomidorów polecany na czarnych tablicach, o które potyka się słońce i śmiech wiosny. Słowa w niej nadal buzują, piętrzą się, tworzą i jakby ktoś rurkę podłączył to by jak woda sodowa uderzyły w klawisze, w papier, w głowę czyjąś. Nadal żyje bez przyzwyczajania się, oswajania miejsc dłużej niż dwie doby, nadal słońce wstaje w niej i z nią codziennie przez szóstą. Wie, dlaczego tak, bo planety szaleją i się układają tak te swoje reflektorki, aby nad nią świeciły.
Ona jest w dodatku Niedodawalna, tak jak inne 11, 22, 33 i 44, takie ziemskie elektrownie atomowe, które mają świetliste, nieprzeniknione oczy, które czują więcej niż unieść potrafią, które są bo są i wiedzą po co. Niedodawalni nieuświadomieni i tak się zawsze poprzyciągają do tych, co wiedzą o co chodzi, do tych, w których życie wyżywa się codziennie ponad miarę i razem tworzą wspólną siłę na ziemi. 33 w niej wie, że jest po coś, że więcej zniesie, uniesie, przetrzyma i pomoże, jak codzienna misja, jak mantra odprawiana na nowo co rano. Ona zawsze wyczuje Niedodawalnego, pozna po oczach, pozna po sile, po świetle, zwinie do siebie w kłębek i się cieszy, że są, że zlepieni i dają siłę tym, którzy nie mogą znaleźć swojej nitki do kłębka. Otacza ją kilka 11, dwie 33, wystarczy dodać kropla po kropli swoją datę urodzenia i wtedy już się potwierdza to, co od dziecka się czuło, że urosło. I jeśli jest w tym nić bałwochwalstwa, to słuszna.
Bo trzeba w coś wierzyć, w siłę, w świata części, w miłość, w ludzi, bo bez wiary nic się nie udaje, kłody pod nogami stają się na powrót szaroburym lasem a serce zamienia się w kupkę żwiru, w pył, który w każdej chwili może się unieść nieistotnie w zamęcie życiowej burzy i wtedy się zapomni, że się w ogóle istniało.
megigreg, środa, 30 marca 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz