17 mar 2013

M 144:

W sobotę po południu, kiedy wróciła z przyjaznego miasta na L, kiedy pokonała welony śniegu dmuchane wiatrem z pól, lód na zakrętach, kierowców w audi i bmw, którzy nigdy nie jeżdżą normalnie, zjadła pół tabliczki Milki z gorzkim nadzieniem, kiedy mróz, sól i bycie na drodze i w drodze pokryły jej samochód siwym werniksem, wypakowawszy kufry, paki i skrzynie, utonęła w jego cierpliwie czekających oczach, talerzu białego barszczu zrobionego przez niego i wyciągnęła wentyl, który trzymał ją w ryzach tygodnia tym samym wypuściwszy całe wielkie zmęczenie. Wiosna nie chce przyjść, męczą ją szaliki, swetry, rękawiczki,  kozaki i niełatwo rozgrzewający się samochód, pola jeszcze nie pachną zwiastunami nowego życia, świat wciąż zbielał jak ręce na nieustannym mrozie. Czuje się potrzebna, kiedy odwiedza kolejne pary oczu w sklepach, które wiedzą, że ona jest po to, aby im pomóc, aby sprawdzić i przestawić, roztacza srebrnym samochodem sieć powiązań, aby wszystko działało i wraca, zawsze wraca do domu. Miasto na Wu odwiedzone ostatnio porannym czwartkiem przypomniało jak szybko w nim się żyje, przegryza zaspaną kawę muffinem z mrożonki, jak zmieniły się sklepy w podziemiach pod dworcem, jak daleko jest do zakątka na Ursynowie i jakie nazwy nowych knajpek rozmaśliły się na podniebieniu. I jak dobrze, że pomimo kilku aniołów otulających to miasto dobrą energią - jej już tam nie ma. Ostatnie tygodnie toczą się kulami wkurzających brzuchów w wąskim korytarzu przychodni, podróżami do drogich zastrzyków, które może sprawią cud, ale jedynie może, brzuchów, którym się udało zapełnić i są najważniejsze na świecie a wcale nieprawda bo ona jest ciągle przed i przez to jest jeszcze ważniejsza. O tym, że nie można, że trzeba być na zastrzykach nie na językach o błogosławionym stanie, że mówi się szeptem jak o chorobie zakaźnej, że jedyną wyrocznią są fora takich jak ona, uzależnione od obserwacji i nie myślenia o niemyśleniu. Dlatego piękne są wieczory kiedy  ogień płonie w kominku usypiając ciepłem futra pieskotów, kiedy jest zupełnie normalnie, kiedy ogląda programy dla śpiewających przyszłych gwiazd, pije zieloną herbatę, jedzą razem czerwone sycylijskie pomarańcze, a gdzieś ponad tym ich światem toczą się hormony, zamykają restauracje, szaleje mróz i zaczyna kolejny tydzień w samochodzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz