Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
31 maj 2012
M 111 albo dziesięć lat temu:
Koniec maja otwiera okrągłe pięści peonii, delikatnie ukazując ich cudownie pachnące wnętrze, jaśmin rozpachnia płoty i wzdłuż chodniki, konwalie sypią swoje perły na cienkie, zielone łodyżki, irysy swoją trudną do narysowania sylwetką rysują zielony horyzont ogrodu. Cudowny, pachnący wilgotnym bzem maj panowszy się wszędzie, na swój koniec bycia w tym roku sypnął truskawkami, które posłusznie układane na przemian w beżowych łubiankach, opanowały prawie każdy róg ulic miasta na Wu. Uwielbiała jeść truskawki widelcem, delikatnie muskając ich bok, plecy lub zielonkawe nogi w serku waniliowym, najlepiej takim, który smakował jak z dzieciństwa, kiedy był tylko jeden rodzaj w dużym sklepie, pachnącym skwaśniałym mlekiem. Więc zanurzywszy w plastikowym pudełku jedyną w swoim rodzaju, truskawkową toń pomyślała o tym, co się wydarzyło dziesięć lat temu.
Dziesięć lat temu oczekiwała znaku, cudu, wiatru, słowa, czegokolwiek, co zawahałoby ją przed byciem żoną, dziesięć lat temu była wigilia jej ślubu, jak przez mgłę pamięta reminiscencje, stop-klatki, jak w zwolnionym filmie, co się działo nazajutrz. Pamięta tylko, że stała na progu kwiaciarni ciotki, która to robiła jej wiązankę z eustomy i kaskady rozmaitych liści i czuła na twarzy wiatr i nic więcej. Nazajutrz padało. Ślub był późno, fryzjer, uwaga na francuski manicure, makijaż, pamięta, że malowała oczy jasnoróżowym cieniem w kremie, nie pamięta, jaki miała fluid ani jaki róż. Delikatna kreska eyelinerem, błyszczyk na ustach, świetlistość szczęścia na dwudziestopięcioletniej twarzy. Sukienka z blodoróżową górą i kremowym dołem, lekka, dziewczęca, wygodna, rękawiczki z palcami za łokieć, trochę jak Audrey Hepburn z "Sabriny". Obroża z pereł na szyi. Uśmiech. Ojciec prowadzący ją do ołtarza. Bardzo dużo gości w pięknym, barokowym kościele, pęk jaśminu, kłujące spinki z tyłu głowy, twarze wujków i cioć, które już nie żyją. Wirująca aura uśmiechów i poczucie, że już jest po drugiej stronie - tych, którzy są już małżeństwem. Czarny opel omega udekorowany różowymi kokardami z tiulu zawiózł ich tam, gdzie tańczyli szybkiego walca z "Trędowatej". I walc, i stłuczone kieliszki nie przyniosły szczęścia, ani ryż wytrząsany o 7 rano z włosów i sukienki na podłogę ich małej, wynajmowanej kawalerki. Potem był Kazimierz i spacery. Co będzie, pytała. Ciekawa, jak rozwinie się ich wspólne życie, bez odpowiedzi co dalej, kiedy każdego wieczoru, potrafili się długo uwodzić muzyką. I poczuli, że już chcą być razem na długo, kiedy rosła w nich ogromna kula tego, że może na zawsze, w bardzo zimowy nadranek, kiedy zmęczeni całonocnym tańczeniem do muzyki Vaya Con Dios wsiedli do autobusu jadącego w przeciwnym kierunku niż cel, kiedy już ze sobą zamieszkali i ona woziła mu kanapki do pracy i sypali do siebie drobnymi słowami na kartkach, oglądali mistrzostwa w lekkiej atletyce na pożyczonym telewizorze, łazili po górach niewyobrażalnie dużo, kiedy nagle pojawiła się w mieście na Wu po raz pierwszy i z sukcesem kilkoma kosmetykami wspinała się na makijażowe góry i to wszystko było szybkie, nowe i rosło - nie wiedziała nawet, jak bardzo ten nowo zbudowany dom, to rysowanie cienką kreską wspólnego życia może runąć. A stało się to po roku, kiedy jednym zimowym wieczorem zatrzasnął jej wieko do trumny, z której umiała się wydostać jak Lisbeth Salander. Nie kocha jej powiedział i nie wyobraża sobie życia z nią bez przyczyny ot tak walnął słowem i sobie poszedł twierdząc że nie do innej kobiety a żaden facet na świecie nie robi tego bez przyczyny. A potem tak samo pachniał bez i jaśmin, kiedy zostawiła te zgliszcza i poszła w inny koniec świata, a tam nie znalazłszy odpowiedzi na pytanie - jak będzie dalej - poszła w jeszcze inny kąt, w który nareszcie znalazł ją anioł.
I teraz, kiedy za miesiąc i tydzień stanie się na powrót żoną, po dziesięciu latach, wie, że w ich nowym domu zbudowanym od dymu, w ich odległościach, słowach i palcach, w pewności, która jedyna na świecie, na pytanie jak - odpowie: cudownie. I bez cienia cienia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz