Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
23 sie 2015
M 203 albo o tłumieniu:
Nie padało od miliona lat świetlnych, cmentarz z trawy chrupie pod nogami i żółtym samochodzikiem małej jej, próżno wypatrywać deszczu, nigdy nie spadnie, bo nie ma z czego się podnieść. Zamknęła lato w słoikach ogórków i moreli, sprawdzając, aby te zielone miały odpowiednią jędrność i chropowatość, zapadając w słony sen zimowy pod kołdrą z kopru. Rozjeździła litery niebieskim samochodem i wypaliła je słońcem, nie ułożyły się w porę przez prawie cały sierpień i o, każde narastające słowo musiała stłumić, bo akurat nie było jak go złożyć w zdanie. Przez wielkie chmury i wysypane z butów ziarna piasku, przez zmęczone upałem noce, jak burza, której dawno nie było, przetaczało się to, że właściwie radości i poczucie pełni są chwilami, które zdarzają się w oceanie tłumień. Bo zazwyczaj tak jest, że jak się czegoś bardzo chce, to tylko w niewielkim stopniu się to udaje, kiedy już ręce opadają z ogromnej cierpliwości, kiedy już się wydaje, że zrobiło się wszystko i ciągle czeka, kiedy na bluzce siada biedronka i przynosi wreszcie upragnione szczęście, wtedy łaskawie spełnia się to, na co się czeka. Są tacy, którzy nawet nie muszą chcieć i mają, i właściwie nie tłumią tego, co by bardzo chcieli, bo i tak im się udaje, ot, tak. Niestety, cała reszta zaciska zęby z tłumienia tego, by chcieli, aby się zdarzyło, a nie zdarzy, bo nie jest to możliwe. Jak zgrabnie uciec od tego, co tak goni, ta nierealna potrzeba, jak daleko ją zepchnąć do osobistego Mordoru, ile ma ona tam leżeć, aby nie wyszła nigdy, to trudne bardzo bo i tak raz po raz się ją przywołuje. Bo czasem trzeba spotkać akurat odpowiednie okoliczności, które stoją jak drogowskazy, pstrykają różdżkami i nie trzeba wtedy niczego tłumić, bo się to spełnia. To jest właśnie szczęście, kiedy nie ma się w sobie całej ciemnej piwnicy wypełnionej tłumieniami, które wyłażą w niestosownej chwili, kiedy jeden błysk sytuacji u kogoś innego wywołuje to wycie z piwnicy, że kiedyś się też tak chciało. Czasami dlatego tylko ciężko się oddycha, że się w danej chwili, kiedy akurat był na nią czas, coś nie spełniło i już się drugi raz nie wydarzy. Kto nie ma całej wytłumionej piwnicy w sobie, albo choćby części, ten jest wypełniony powietrzem i potrafi latać. Ma ona zatem w sobie wysuszone upałem myśli, refleksyjne od słonecznych powidoków, wytulona nim i przyjaciółmi, czeka na to, aby nie pojawiło się więcej stłumień, bo w jej piwnicy już mało zostało wolnego miejsca, chyba, że coś się dobuduje.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz