4 maj 2016

M 219:

Wybuch maja, zieloności, kwitnienia, a ona za szybą w domu, bo taki czas, uzależniający od maleńkiej jej, od mikrorąk, od jej zapachu, który szybko zniknie, bo malutkie dzieci tak krótko tak właśnie pachną. Może sobie poprzypominać, jak kwitną głogi na ulicy Chryzantem w Łodzi, tworząc czerwonozielone parasole, jak kwitną drzewa owocowe u góry na biało, kiedy na dole jest żółto, gdzieś na bezdrożach w okolicach Sandomierza, tak jej się ta wiosna kojarzy. Dobrze jest domowić się, rozprzestrzenić w domu, nareszcie się nim zająć i dopracować to, co dopracowania wymaga, chociaż trudno, mając mały narkotyk. Patrzy na maleńką nią, jak powolutku rośnie, stając się z okruszka nieco większym okruchem. Dobrze jest czekać na niego, jak wysiada z samochodu pachnącego paczulą, jak idzie w ładnej marynarce wgłąb ogrodu a mała ona dziarsko idzie obok niego w stronę stawu, w którym karmią rybki i jaśnieje biała ławka, a potem robią razem samoloty i skaczą i pajacyki też. A potem mała ona wraca i śpiewa maleńkiej jej kołysanki, trzymając za maleńką rączkę, która naprawdę jest bardzo mała. Jak dobrze jest nie musieć tęsknić, czekać sobie tylko w domu z dwiema małymi onymi, wyglądać, czy sroki siedzą na platanie, czy kaczki przyleciały, czy perukowiec ma już pączki i czy po drugiej stronie domu są takie same chmury. Niech sobie będzie podłoga brudna, niech klocki będą porozrzucane, niech sobie pranie leży, bo one sobie są i oglądają, jak przyroda się mai, jak nastaje czas rośnięcia. I jak coraz częściej ma nieumalowane rzęsy i nie ma czasu na porządki z sobą, a może czasem jej się po prostu nie chce, jakby rozsychał się jej wypracowany, kosmetyczny dryl, a co, czasem można sobie pozwolić. Za oknem przecież dzieją się obrazy, których nie można przegapić, a warto na nie wyciąć czas, bo jutro będzie inaczej i tak samo było wczoraj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz