A najpierw wypuszcza się nitki, tysiące nitek w świat, które muszą się splątać, zetknąć, poznać i wtedy zaczynają się rozmowy, nici stają się sznurkami i tak ludzie nimi powiązani zaczynają się zauważać, uśmiechać, a potem napotykać po kolei najpierw palce, dłonie, czy miękkie, ciepłe, jak sie mieszczą w drugiej dłoni, jak zachodzą ciemną nocą ulicy półksiężyce paznokci stając się pełnią. A kiedy już cały księżyc wzejdzie na niebie ich ramion, nabrzmiałe od pocałunków usta wędrują do siebie powoli zagarniając miękkość, a potem sypią się w dół i w dół, pod osłoną nocy a nitki stają się powrozami, linami, które przywiązują do siebie i tylko słowa, odległość i konieczność mogą je przeciąć.
Ona: wypuszczała nitki po wielekroć i w usta niejedne i palce niejedne splątana, rozszerzała źrenice w momentach nagłego znieprzytomnienia i obudzona bardzo już zasnąć nie może, jak kobieta, która była zostawiona i zostawiała, która po raz kolejny nieustannie wierzy, że dawanie jest największą radością energią prezentem.
I teraz, w swoim kokonie, z tysiąca wypuszczonych nitek powiązanych na siłę, na supły, czeka, aż rozplącze obudzi ją ten, który rozkruszy ją w palcach na gwiazdy
megigreg, niedziela, 10 kwietnia 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz