23 lut 2017

M 239:

Dużo myśli jak nieuporządkowane kłębowisko kabli, jak z nich wyplątać słowa, czasem się nie da, bo wieczór za krótki, bo godziny się tak naciągnęły, że zostaje tylko trochę siły na zmycie tuszu do rzęs płynem micelarnym Nivea do cery nadwrażliwej, wklepanie regenerującego kremu z olejkami Yves Rocher, poklepanie prostokątem szyby po deszczu z drugiej strony i wpadnięcie w sen jak w nieoczekiwaną dziurę.
Jest czas narodzin i czas śmierci, najtrudniej wytrzymać w tu i teraz, bez myślenia, co będzie i jakie wielkie wyrwy zostaną, jak kogoś zabraknie. Ktoś się rodzi i ktoś umiera, miejsca się wymieniają, niby to prastary cykl od wieków, ale kiedy pojawi się gdzieś w jej otoczeniu, to trudno to wytrzymać. Jak bardzo nie ma się wpływu na wiele rzeczy, jak dużo energii idzie tam, gdzie niekoniecznie powinno, i zapętla się to wszystko i wścieka. Potrzeba dużo cierpliwości na czekanie w szpitalu aby przepłynąć ten ocean godzin, które z czasem stają się naprawdę długie, jak rzędy krzeseł wypełnionych niepokojem, skajowymi kozakami, szeptami w konfesjonałach telefonów. Przez te długie oczekiwanie na wynik, co jej wysiadło w mechanizmie oddychania, można policzyć paluszki beskidzkie w podświetlanej szafie, obejrzeć w uszach i mimowolnie wszystkie programy na tvp polonia, można pomilczeć tak, jak dawno się nie milczało i pomimo słabości, to takie czekanie też jest dobre. Jakoś się tak nauczyła, że w każdej i długiej i krótkiej minucie zauważa tysiące szczegółów, które trzymają w pionie, takie małe mrówki z tu i teraz, zbierające tyle myśli w linie i litery i one właśnie pozwalają jej wyżyć każdy dzień maksymalnie intensywnie. Jak bardzo daleko są duże miasta z kawkami i promocjami, z szumem i reklamami, z wiosennymi koniecznościami po raz kolejny, jeszcze dalej niże te obłoki i na razie nie ma siły, ani czasu ich dosięgnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz