Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
31 mar 2018
M 265 albo ostatniomarcowy:
Dziwny był ten marzec, z małością słońca, przegapionym księżycem, z jakimś dziwnym przekraczaniem granic. Długie niebieganie bo równie długie przeziębienie, które trzymało ją w ryzach kaszlu, w jakiejś wewnętrznej niemocy, bo zimno, bo deszcz, bo niefajnie. Z drugiej strony bieganie w ukochanym Krakowie, który gdzieś powoli roztopił wspomnienia, nieco się zatarł, jak nie utrwalony rysunek suchymi pastelami, w zimnie takim, że mróz gryzł jej palce u rąk i łydki jak nie opanowany emocjonalnie pies za płotem, gryzł i kazał biegać, a kiedy dobiegła, miała wrażenie, że nie zamarzły jej tylko szarozielone tęczówki oczu, łapczywie wychwytujące odległość od mety do miejsca, gdzie czekała na nią jej kurtka. Kolejna granica była w jeździe czerwonym samochodem, mijając malownicze miasteczka zbudowane czerwoną cegłą, o wstążkach dróg poplątanych z wdziękiem jak przy gimnastyce artystycznej, wpatrując się w srebrzyste, przedwiosenne pnie buków i mijając bolesne korzenie pozostałości tych, które były kiedyś drzewami. Granica wrażliwości-zmęczenia-wytężonej percepcji-byledalejidalej-do celu. Jeszcze jedna, po dwunastu godzinach spędzonych w kuchni na siekaniu, wlewaniu, wylewaniu, myciu, sprzątaniu, pieczeniu, gotowaniu, smakowaniu, dosypywaniu, wyrzucaniu bo się nie udało i trzeba powtórzyć, otwieraniu, zamykaniu, przekładaniu i ustawianiu, potrafi jeszcze w miejscu gdzie pachnie pachnie pobudzona do życia paczula pomyśleć, że jej łóżko jest jej łóżkiem, nie tymczasowe, pożyczone, wynajmowane, tylko to, które powinno być, że jej dom jest taki, jaki zawsze miała być, a bardzo długo oswajała go w sobie, bo wiecznie w drodze, bo ciągle na chwilę, a tu proszę. To, co ma teraz jest tym, co powinno się pojawić w tym momencie, włączając granice rozpychania się zmęczenia, wysiłku, obserwowania, trochę tak, jakby w za małą poszewkę wpychała na siłę za dużą poduszkę, a jednak się zmieści, bo jak to się nie da, ona może wszystko. Nie pędzi nadmiernie, tak jej się po prostu zdarza a jest szybko, bo inaczej nie wyżyje i nie zauważy. I wie, że ten pęd to nie jest jak kiedyś, jak stres, że spóźni się i odjedzie jej ostatni pociąg, tylko taki, który na nią poczeka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz