11 cze 2018

M 271 albo o okruchach:

Bo to jest chyba tak, że w dniu, w którym się urodziła, ktoś rozkruszył milion rzeczy do zauważania, do zbierania wzrokiem, do przytrzaskiwania aparatem, do nadeptywania, żeby zapamiętać, i tak chodzi cały czas i nie może przestać, jest tyle rzeczy na świecie, które trzeba tak czy inaczej zebrać w całość i ulepić z nich jej świat. Jak biega nawet w najgorszym kurzu i upale, jakby ktoś za pierwszą linią zielonkawej pszenicy nakrapianej czerwonymi makami, kręcił młynkiem stopnie Celsjusza, to i tak zauważa wiele, bo dobrze jest wtopić wzrok w aksamitny dywan ze skrzypu, gdzieś wyłowić pojedyncze kaczeńce, nie zatrzymywać się, bo komary są wszędzie i nie znają litości. Bo gdzieś na pajęczynie zawisły krople wody i jak podlewała pachnące gramofony surfinii, to zauważyła i musiała od razu zebrać ten okruch aparatem i go ma. Bo jak on przejdzie obok niej, to musi na chwilę zawisnąć na jego nakrapianej szyi, tam gdzie się powiesił jej wzrok i tam jest ciepło i pachnie i ona to uwielbia. Gdzie indziej opadły płatki pachnącego jaśminu, dlaczego w tym roku nie wtulała twarzy w pachnące kiście to nie wie, miała nadzieję, że jeszcze ten czerwiec przedłuży życie białym gałązkom, a tu nie wyszło, bo młynek z temperaturą wykręcił swoje i opadło. Więc jak nie zauważa, to dzień stracony. Jak nie złoży jakiegoś smaku w przyjemną całość, jak nie zobaczy, że już są bób i maliny a co będzie za miesiąc, że zamknęli jedne sklep z pieczywem, bo pomimo starań wychodziło im drewniane, że obok jej rytmicznych kroków na asfalcie wtórują jej mrówki i ona im nie przeszkadza w tym ich zabieganiu, że z jednej strony pachnie coś ładnie, a z drugiej powoli wystawiają swoje czułki pomarańczowe lilie. Codziennie jest coś do zauważenia, inaczej nie potrafi, tak ma. I ciekawe, ile już tych okruchów zebrała i ile jeszcze przed nią. Jak mało, to może przejmie to ktoś inny, to zbieranie. Jak dużo, to żeby znalazła wszystkie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz