Przez Lol Surprise, gumki do włosów, milion wydłubanych z czeluści nie wie czego plastików, karteczek, misiów, skarpetek, bo teraz trzeba na boso, bluzek do założenia jeszcze na raz, robi się bałagan i ona nie wie, czy istnieją jakieś domy, w których tego nie ma, czy też ona i on biegają co chwilę coś podnosząc, wycierając, układając, chowając, wyciągając i tak w kółko. Jakaś drażliwa jest, tą pachnącą, budzącą się wiosną, ale żeby dobrze poczuć jak pachnie las trzeba pozwiedzać kilometrami to i owo, chociaż niekoniecznie od razu dwadzieścia. Drażni ją to, że ludzie w sklepie wszystko pakują do foliowych torebek, jedno kiwi jedną cytrynę trzy jabłka jednego ogórka, bo przecież bezcenne czeluście ich jeszcze bardziej plastikowych toreb na pewno się pobrudzą a owoce i warzywa zgniotą na miazgę. Że ustawicznie słyszy tydzień czasu, miesiąc czasu, dobrze że nie dzień czasu ale godzina już owszem. Że ten tydzień, miesiąc i godzina są wyznaczane właśnie czasem, nie planem w kalendarzu, który tak naprawdę umownym jest. Drażni ją, że jakieś ciśnienie niskie i nic nie można, i po każdym bieganiu okropnie bolą ją piszczele, wolałaby sobie je zbić młotkiem do szarości byłoby tak samo. Ale lubi i biega, bo nie mam w niej granicy, że nie można, granicą jest jej ciało, lekko nadpsute przez rozmaite nie takie działania dawno temu i teraz to skutkuje i dlatego też raczej nigdy nie przebiegnie maratonu, zresztą nie czuje tego w żadnej części siebie i na pewno nie musi. Milion lat temu nie robiła sobie maseczki, chociaż ma ich z sześć, w tym ulubioną z miodem. Cieszy się, że nareszcie udało jej się dobrać takie coś do twarzy, które zdejmuje wiosenną szarość z twarzy i to jest podkład L'Essentiel Guerlain, który ma wszystko, co ona lubi i cała przyjemność po jego stronie, miękki, jedwabisty, świetlisty, mało kryjący, ale niebywale wygładzający i jeszcze jak nałoży go po nocnej randce z kremem Yonelle, to w ogóle jest bosko i uśmiecha na czas picia kawy, dwa razy ristretto i pianka na 18 sekund. I wiosna ta właśnie taka - stęskniona palcami, boląca tu i ówdzie, zamaskowana kosmetykiem, podziwiająca tulipany i smakująca zapach kawy, w wiecznym niedoczasie z tym, co powinna. Jest jak jest, nie ma co przyspieszać do tempa 5:10, kiedy się nie może.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz