Szeleściła dziś liśćmi, udało się, za to dawno nie widziała żadnego żołędzia, chodzi dużo po określonym kwadracie miasta na Wu i omija toczące się kule pomarańczowych dyni, trzymające swoim ciężarem chodniki i straganowe półki, bo jak ktoś je oderwie i kupi i zabierze aby zmielić na placki, tarty, ciasta i zupy, to spadnie więcej liści i skończy się złocista, jeszcze piękna jesień. Tka te dni jak batik, przetyka słońcem i deszczem, nadziewa słodyczą gruszek konferencji i jabłek jonagored na popołudnia i poranki, coraz bardziej zapadające się w ciemną koncówkę roku. Na jej pracowej ulicy pootwierały się nowe sklepy, oczywiście jak zawsze puste, dla wybrańców z pełnym cyfr kontem, dla pań w dużych samochodach i panów w dżinsach, trampkach i budrysówkach. Opodal kościoła z dwoma wejściami, tam, gdzie w podwórku, prostopadle stoi witryna z butami, które cudem ktoś zauważa, zawsze gra na bałałajce starszy pan, jak sztafaż, jak troszkę zepsuta pozytywka grająca jedną melodię, wklejony w wysiadające z autobusu 108 buty na obcasie, torby i teczki z laptopami i z firmowymi, papierowymi torebkami zawierającymi śniadanie i pewnie obiad, bo czasu nie ma, bo je się przed komputerem, bo czas ucieka i miga szybko jak zmiana świateł na Ujazdowskich przy imperium pani w lokach z telewizji.
Tka się ten batik dni, aby niedługo zawiesić się, odłożyć na półkę i czasem zerknąć, jakie są w nim kolory, gdzie jest utkana w pośpiechu dziura a gdzie był należycie wyżyty czas i ścieg jest równy. Pędzi nieustannie, nie wyżywa dni jakby chciała, bo właściwie żyją tylko ich palce i głosy, w pośpiechu stukając po klawiaturze, przepychają na tych klawiaturach godziny i dni, które prowadzą ich wreszcie w swoje skrzydła i potem tylko rytm ich palców i ich rytm trwa ściśle określony, bez fałszu, jak idealnie zagrana harmonia trzyma ich i pomaga przeżyć pozostałe, chłodne jesienne dni.
Ale nieustannie, jak dobrze zapamiętana melodia, gra tęsknienie, więc odsuwa wszystkie najsmutniejsze piosenki, odsuwa szarugi i myśli takie se bo można zwariować, uschnąć jak liść, stracić zieleń i iść sobie o tam, gdzie bardzo wielu ze skrzydłami, ale już po tej innej stronie. Ulicy, która trzyma ją w mieście na Wu po to, żeby jeszcze przez jakiś czas wytrzymać grę na bałałajce i utkać w miarę kolorowy, tegoroczny batik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz