Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
20 cze 2013
M 150 albo Daisy:
Horyzont od rana gęstniał i ciemniał w wybuchową burzę, przerażając
pieskoty skulone w domu. Lato rosło powoli w bukiet pękającego zapachem
jaśminu, peonii, rabarbarowego płotu i truskawek, pyszniąc się
nawodnioną zielonością i nie chcianymi chwastami. Ona trochę jeździ,
trochę nie, więcej i więcej odpoczywa, układa, przestawia i rozkoszuje
się ciszą. Nad tarasem unosi się żabi chór, wróble dokazują w krzakach i
czasem odwiedza ich mały, szary kot o zdziwionej minie, lubiący tak jak
i ona tę ciszę. Chrupie młoda kapusta i ogórki gruntowe, koperek,
którego on lubi mniej ona bardzo dużo. Wymyśla obiady, tworząc kulinarne
książki tygodnia, kiedy nawet z pęczaku można zrobić danie warte
gwiazdki Michelina. Wieczorem przypina sobie tysiąc gwiazd, które pękają
na niebie, kiedy razem słuchają jak staje się noc i kołyszą w
przedsennym rytmie.W kolejny upalny dzień, kiedy żar roztapia
obcasy na chodniku, najlepiej siedzi się w domu, pijąc wodę w miodem,
cytryną i lodem, słuchając starego jazzu i wyobrażając sobie, że choć
przez chwilę mogłaby być jak Daisy w Nowym Jorku tylko po to, aby
założyć misterną biżuterię od Rene Lalique i pomieszkać w domu w stylu
Art Deco nie czując się jak w muzeum. Ktoś ją wyrwał stamtąd, ona to
wie, przeniósł w wiek, gdzie o wszystko łatwiej, gdzie się jedynie
stylizuje na to, co było, nie żyjąc tym na codzień. Ale być może wtedy
nie spotkałaby jego, może byłaby znudzoną panną popijającą Moeta, na
five o'clock zagryzając czas makaronikami i rozrywając kieliszkowym
obcasem jedwab sukienki. W czasie, który tak bardzo się zatrzymał, kiedy
jej rolą jest dom i bycie domem, wie, o czym szumią wierzby, bo ma
niejedną chwilę, aby ich posłuchać. Wie, jak smakują najpyszniejsze
lody, nie z włoskiej cukierni gdzieś bardziej na zachód, tylko z Nowej
Słupi z małej kawiarenki, gdzie sztuczne kwiaty, boazeria i
małomiasteczkowy klimat z podnóża Gór Świętokrzyskich powodują zmrużenie
oczu z rozkoszy nad prawdziwie śmietankowo-truskawkowym smakiem
domowych lodów, których jedyną konkurencję stanowią te na Starowiślnej w
Krakowie. Może właśnie bycie Daisy wśród wybujałej zieloności, w
bawełnianej, ciążowej sukience mamy, wyciąganie każdej minuty z dnia i
smaku z wszystkiego, zatapianie się w jej brązowookim Gatsbym, który
dzielnie walczy z kretami, wielka miłość do lewkonii, malw, maków,
irysów, jaśminu i peonii, malowanie obrazków w prezencie akwarelami,
oddalenie od kurzu miasta, nie bycie obtłuczoną walizką z domem
rozwożonym busem i zatopienie się w tym czasie tu i teraz sprawia, że
poczucie szczęścia wielkiego jak czerwcowe niebo jest możliwe.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz