Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
7 lip 2016
M 223 albo cztery lata:
Minęły cztery lata, od kiedy zszyli się razem, odkąd urosły jej skrzydła pod nowym nazwiskiem, od upalnego lata, kiedy szafirowym samochodem jechali usankcjonować szczęście i wracali jeszcze bardziej szczęśliwi niż przed czternastą. Cudownie było pić chłodne wino z przyjaciółmi w przeddzień ich święta, a potem szeleścić szmaragdowym jedwabiem sukni. Mieć wokół siebie tyle światła, a potem wrócić w zakole Wisły, wstać rano i dostać ogromny mandat za niewłaściwe parkowanie. Cztery lata wypełnione po brzegi, nasycone i wyżyte do każdej kropli, dwie małe one z oczami, wielkie rozczulenie, kiedy mała ona w błękitnej sukience pluje pestkami z czereśni do butelki, kiedy ona potyka się o złote sandałki z odgniecionymi śladami małych paluszków na wkładce, kiedy maleńka ona kołysze się we śnie, a potem wodzi oczami za nią i znosi czułości małej jej. Trzy kocie życia opuściły ich dom i znalazło się miejsce na jedno nowe, zalęknione, już cudownie oswojone. Malwy, zasadzone od ziarenka, wreszcie wyciągnęły ciemnoczerwone słuchawki, a dom rozciągnął ściany na kolejne dziecięce przedmioty i wygonił samochody z garażu, stawiając w nim dziecięce rowery i wózki. Nienasyceni sobą wciąż, łaskoczą się skrzydłami w zimne lipcowe noce, rozkruszają rozmową każdy kamyk, który czasem uwiera, ona prasuje jego zmarszczki całując na dobranoc i wszystko się wtedy wygładza jak krzepiący sen, znaleziony w jego ciepłych, stabilnych dłoniach. Cztery lata intensywne jak espresso, jak koncentrat czasu, w którym tyle się wydarzyło, w którym nie ma miejsca na bylejakość, czas, w którym nadgania to, co kiedyś sączyło się zaledwie leniwie, a najpiękniejsze jest to, że w ogóle ściągnęli się do siebie jak magnesy, że znaleźli się jakoś zupełnie przypadkowo a tak naprawdę to tak miało być, tylko każde z nich przyszło do tego, co wspólne z innej drogi, z innej planety, na której próbowali oswoić pomysł na resztę życia, ale nie wyszło. I dobrze. i tak samo dobrze jest wierzyć, że dobro wraca, zatacza sobie krąg na drugiej półkuli a potem przynosi tyle, że nie do uwierzenia, że tak można, a można.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz