Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
25 lip 2016
M 224 albo o krzyku:
Więc kiedy je mocno czereśniowe czereśnie o ciemnym miąższu, których chrupkość zmierza ku coraz bardziej zaawansowanej lipcowej nocy, kiedy jest cicho a noc na tarasie gryzą komary, wie, jak trudno było dojść właśnie do tej chwili, kiedy można tak posiedzieć po prostu i powalczyć z sennością, która już czai się za płotem liter w jej głowie. Jak deszczową, pachnącą niczym konkretnym, po prostu latem - nocą, jak wilgotnym dniem tuliła i rozcieńczała kołysaniem skoncentrowany krzyk małej jej i jak to robiła i czym to nawet nie wie. Maleńka ona cierpiała a ona zanim wydało się, co było tego sprawcą, robiła wszystko tuliła głaskała kołysała śpiewała wyłączała się na ten krzyk bo to było straszne do wytrzymania nawet wtedy, kiedy siedziały razem w granatowym samochodzie a w środku grało a na zewnątrz szumiała i wilgotniała od góry kazimierska lipcowa noc. Ostatniego dnia jak pakowała dwie one na kremowe siedzenia to na pożegnanie deszcz całował ją w szyję i taka mokra wsiadła do środka i pojechała z miasteczka, które zawiązane rzeką czasem wzdycha wspomnieniami co było w nim kiedyś i co jest teraz i to jest miejsce, w którym wisi milion wspomnień nie tylko jej. Być może w tym stukocie, w tym chrupaniu wózka po kostce, wytłumiła krzyk maleńkiej jej, rozwiała go tym kołysaniem, może. Tak sobie chodziła ze snem maleńkiej jej w wózku i jak go wiozła przez te wszystkie chodniki to patrzyła na pracę innych ludzi, jaką mają, że pilnują przez całą dobę sześciu samochodów z uśpionymi silnikami i wyrównanym poziomem oleju, na panie lub panów sprzedających małe fioletowe kulki z lasu, zebrane ich rękami, na tę wielką cierpliwość, która pochyla się nad wieloma pracami i nas tę cierpliwość, która każe im dojechać do tej pracy, a potem stać lub siedzieć przez wiele godzin, aby wykonywać monotonnie tę samą czynność przez lata całe. I te panie i panowie, schyleni tak samo jak ona pod wilgotnym, dotykającym wszystkich tak samo, niebem, potrafią zauważyć cierpienie maleńkiej jej i zagadnąć i zauważyć i to jest cudowne, że nie samych chlebem żyje człowiek. Lipiec sobie przepłynął małozauważaniem, za to ona jakoś jeszcze bardziej zgarbiona, bo tuliła, bo z tego koncentratu krzyku został zaledwie ślad. Jednak warto było.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz