Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
11 lis 2016
M 232:
Jaka ona niedzisiejsza, sweter, panie, normalnie jak z ubiegłej epoki, tylko jak ją zmierzyć, czy to ta z lat osiemdziesiątych, czy jeszcze wcześniej, stamtąd, skąd jej dusza, skąd upodobania do owalu, geometrii Art Deco i kapryśnej linii secesji. Skąd wyczuwanie w powietrzu dworów i czucia się w nich jak u siebie, skąd miłość do koni i maniery sprzed lat. Skąd ważki, irysy, powój, piwonie, suche pastele i akwarele, jakby znalazła się w dwudziestoleciu albo na przyjęciu u Gatsby'ego, to jakoś nikt za bardzo by się nie zdziwił. Zatem nie może wytrzymać absurdów, które się dzieją, że umiera pan, który śpiewał do naczyń włosowatych jej duszy, że depcze się wszystko, o co walczono kiedyś, że nie pisała tyle, bo zjadła ją gruba książka o panu młodszym i starszym, jak zobaczyła obrazy pana starszego, to stwierdziła, że ten pan ją na pewno odwiedził mentalnie i namalował to, co i ona widziała. Pan młodszy zaś, zrobił muzyczną rewolucję, kiedy była prawie że nastolatką, bo w ukochanym radiu puszczał muzykę, przez którą chodziła nieprzytomna i nie wiedziała, czy jest dzień czy noc i od wtedy nic nie było już takie samo. Nie ma już takiego radia, jest zmiana, która nie wiadomo dla kogo jest dobra, jest smętna i niesprawiedliwa jak listopad. Nie lubi tego miesiąca, utkanego z mgły, deszczu, zimnego wiatru, który trzęsie ostatnimi liśćmi, przyspiesza zmianę opon, nie pozwala iść na długi spacer bo nie można ubrać się dostatecznie na przenikliwe, mroźne zimno. Może i dobrze, że nie ma na tym świecie już panów z grubej książki, bo ten młodszy na pewno by nie wytrzymał ani dnia dłużej z tym, co teraz. Nie ma też już śpiewającego pana o głębokim, aksamitnym głosie, który był przy tym jak jej pierwszy chłopak delikatnie rozebrał ją całą i ona wcale nie umarła ze wstydu, bo właśnie była otulona muzyką i to zawsze będzie pamiętać. Jest w tych dniach coś ciężkiego, wilgoć i zimno, żal, że już coś nie wróci, bo może nawet i by nie chciało w takie tu i teraz. Nie ma kiedy zanurzyć się w sobie, jakby jej nie było, bo i tak zauważą ją on i one małe dwie, a z chęcią by stała się przez chwilę przezroczysta, tak lubi, zwłaszcza o tej porze, kiedy za oknem bylejako i sennie tak, że tylko respirator dobrej, średnio palonej arabiki jest w stanie cokolwiek z nią zrobić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz