Ona: pogniotło jej się bardziej wokół oczu, to przez pourywane noce, nieregularne wtykanie smoczka, nie wiadomo o której porze, budzi się na zawołanie, właściwie mało co śniąc, albo śniąc ekspresowo, żeby w nocy zmieścić wszystko co powinno się w niej zmieścić, poczynając od wtarcia cudotwórczego kremu do twarzy Hada Labo z wszystkim, co wygładza, napina, nawilża i przeciwdziała, poprzez nałożenie kremu do stóp, jakiegoś w zielonej tubce, włączenie radia na trzy, zgniecenie rogu w poduszce i potem położenie się na lewym boku, zerkając, czy na posterunku jest wszystko co potrzebne aby przepłynąć przez tę noc. I wstać na tyle przytomną, aby uważnie zaparzyć mocną arabikę, która obudzi ich cały dom.
Ona: lubi patrzeć na jego stopy w skarpetkach i skórzanych japonkach Abercrombie&Fitch, niezniszczalnych, na spodnie od piżamy w kratę, na wicherki na krótkich włosach, na świder w brązowych oczach i co wieczór zamyka oczy całując go w szyję na dobranoc.
On: urządza, przestawia, maluje, przewozi, planuje, docina, wierci, zawiesza i wbija.
Ona: podróżuje sobie myślami po znajomych, przypomina, jak pachną ich mieszkania, jaki jest u nich rozkład pomieszczeń, gdzie się jechało, tęskni trochę. Do rozmów nie o dzieciach, do peelingu na twarzy nie z lustrem w parze, do rozmów długonocnych, do zrobionej kawy z mleczną pianką, do zatracenia się w sklepie z kosmetykami, aby wsiąknąć w nowości, kolory i konsystencje.
Ale z drugiej strony więcej śpiewa, bo maleńka ona to uwielbia i tańczy całą sobą, nie zważa na pogodę, bo jest, jaka jest i zawsze można wziąć parasol i kalosze albo okulary słoneczne i iść pokazywać co i jak rośnie i czekać na upragnioną przez małą nią zimę.
On: troskliwi się o nie trzy, pomimo zamieszania z urządzaniem nowego miejsca do pracy, maluje stare meble apteczne, ustawia, rozkłada i składa, bo przyszło nowe i je urządza.
Ona: cierpi na małopisanie, sennie patrzy na coraz bardziej rudy i pusty ogród. Ma deficyty snu, które wyłażą znienacka i ciężko je przesunąć w którąkolwiek stronę, więc zdarza jej się, że rzuca wszystko, talerze po obiedzie obejrzą piątą po południu a nie wnętrze zmywarki, pada jak ukłuta snem na fioletową kanapę i śpi intensywnie nawet dwadzieścia bezcennych minut, chociaż to i tak mało pomaga. Umie jeździć samochodem w botkach na dziewięciocentymetrowym obcasie, codziennie po kilkadziesiąt razy porusza się z góry na dół i odwrotnie, nierzadko z dwoma bezcennymi ciężarami naraz, takie ma właśnie ćwiczenia dla niewyspanych. Maluje rzęsy tuszem Bourjois, nakłada Skin Illusion Clarinsa jak przyjaciela na cały dzień, nie maluje paznokci, bo nie ma siły ich zmywać. Sączy się listopad i trzęsie ostatnimi liśćmi. Jest jak jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz