20 gru 2015

M 210 albo umie i to i owo:

Ona: Bezśnieżnie i wciąż mocno samochodowo, z nową małą jednak nią, która usiłuje powstrzymać matkę nomada i po swojemu daje znać, że trzeba więcej odpocząć, ale się nie da, bo trzeba powiązać wszystkie okołoświąteczne nitki. Tak sobie ładnie jeździ, chociaż jakieś łożysko telepie się w tylnym lewym kole i ciekawe, kiedy ją zatrzyma i gdzie i myśli czasem, jakie to dziwne rzeczy potrafi a mało kto o nich wie. Na przykład do tej pory, a lat minęło ze sto od tamtych czasów, zna alfabet Morse'a, kiedyś kropkowała i kreskowała namiętnie każde słowo. Potrafi rozłożyć każdy namiot, nawet ten największy i wciąż zna kilka węzłów. Ma dużą intuicję w przestrzeni albo obcym mieście i zawsze przechytrzy gpsa, podając najwłaściwszą drogę.

On: pamięta, jak chichot zakochania sprawił, że jadąc z miasta na K. do miasta na Ł., tak cudownie się zamieszali w plątaninie śląskich dróg, że wylądowali pod bramą Huty Katowice. Ale i on nie może się nadziwić, że ona zawsze wie, w którą stronę skręcić i pamięta bardzo dużo z miejsc, w których była zaledwie raz.

Ona: czytając przepisy kulinarne, układa w sobie warstwy kolejnych smaków i po prostu wie, czy coś jej będzie pasowało, czy nie, podobnie ma w sklepie, kiedy układa menu na kolejne obiady. Gotuje 'na oko', czym czasem doprowadza do dobrotliwego szału osoby pytające o przepis. Umie grać w prastarą grę z nitek i rąk, zrobić maleńkie różyczki z atłasowej wstążki i wyhaftować właściwie wszystko, chociaż nie robiła tego od dzieciństwa.  Bardzo szybko czyta, jakby skanowała strony. Potrafi sadzić kwiaty i jedną strużką obrać jabłko. Zrobić rurkę z języka, podnieść samą lewą brew i w ogóle podziałać mimiką twarzy w sposób znaczny, kiedyś na koloniach wygrała konkurs na miny. Na zarzut, że nie umie zrobić niczego starannie, kiedyś zrobiła przyjacielowi papeterię w pudełku, z akwarelowymi motylami na cieniutkich bibułkach w środku koperty. W ogóle uwielbia akwarele i pastele i ma gdzieś pochowane rulony ze swoimi rysunkami, kiedy namiętnie słuchając PR3 w wieczorowe piątki, malowała wtedy niezliczone obrazki, około godziny 22 skrzętnie notując, co było w pierwszej trójce na liście przebojów. Ma bardzo elastyczne stawy i przez to potrafi wygiąć palce u rąk pod kątem ostrym do dłoni. Ma język geograficzny, wrażliwy zwłaszcza na połączenie orzechów włoskich z gorgonzolą, bo szczypie. Bez poprawek u nasady włosów umie nałożyć sobie farbę, nie raz obcinała komuś włosy i umie ładnie upinać te długie. Pamięta dramatyczne ilości tekstów piosenek, od tych z dzieciństwa, po prawie całe "Pięć Oceanów" Osieckiej i często jakieś absurdalne fragmenty kołaczą się cały dzień w głowie. Zna się na gatunkach jabłek i nie da sobie wmówić, że jonagoredy mogą długo leżeć i nie robią się ziemniaczane. Tak ma, ta Ona. W niedzielny wieczór pachnie grzybami. Jak być powinno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz