Jak duży jest kontrast między groźnym Sopotem roztarganym wiatrem, jak
coraz jej dłuższe włosy w mieście o pustych sklepach, restauracjach i
jakiejś krążącej złowrogości, a lasem strojącym się w nieposkromioną,
długo już czekającą na start zieloność, w którym na razie ruszyły mchy i
niektóre trawy, tworząc całe dywany do zachwytu. Jest jakiś niepokój w
powietrzu, bo nie wiadomo, jak będzie wyglądało jutro, czy wszyscy
zostaną w jej układance znajomych i nikt się nie wykruszy nagle, a nawet
jeśli jej się to przydarzy, to zostawi po sobie na tyle liter, że ją to
satysfakcjonuje. Że ktoś zauważy, że jej nie ma, że zniknęła a na jej
pogrzebie płynął "Sanvean" Lisy Gerrard. Ma w sobie dużo spokoju, jakby
rozlało się jej dziwne ciepło w środku, jakąś gotowość na to, co
przyniesie jutro, bo może być tak zaskakujące, że trudno się przygotować
na tak duże zmiany. Nie dba o życie wieczne, bo królestwo niebieskie
jest wśród nas, w Lidlu, jak rzuca się do prawie pustego sklepu celując w
konkretne masła, hummusy i inne, staje cierpliwie w odległości
przyznanej bladożółtą taśmą i zmyka nie dotykając niczego ponad to, co
powinna, jak na szczęście ma blisko do kojących drzew, pośród których
nie widać, że cokolwiek się zmienia, że wkręca gwiazdy rzęsami
umalowanymi tuszem L'Oreal Bambi Eye Lashes, jak bardzo jest tu i teraz,
a to, co gdzieś indziej, pokazuje się tylko w snach, na które każdej
nocy wystawia radar, jak tylko położy się na lewym boku i zaprosi sen,
który nie daje sobie dwa razy powtarzać. Nie wie, co będzie, ale się nie
boi, bo nie na wszystko ma wpływ. Zamknięta w kapsule domu rozkoszuje
się swoim status quo, niech będzie jak jest. Otwiera lodówkę i wysypuje z
niej obiady i kolacje, jak lubi. Mruży oczy w nareszcie słońcu i
wchodzi w inną rzeczywistość w zatrzymaniu i uważności. Dobrze tam jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz