czasami jest na sześćdziesiąt a czasami na sto procent że nie można oddychać blokuje krok leżenie myślenie obezwładnia i zastanawia dlaczego musiał się pojawić właśnie teraz kiedy powietrze gęste jak krupnik od zbyt dużej ilości kaszy bo zawsze wsypuje na oko a potem się dziwi że jej to oko nie wyszło bo jest duże i kaszy za dużo też. Dlaczego zatem ścina z nóg tak że musi sobie je przyciągać rękami zaciskając zęby bo skala podnosi się do dziesięciu i zastanawiające jest to że właśnie w tym jednym miejscu jest od zawsze może to lęk jakiś coś nie wyżytego coś co się pojawia nieoczekiwanie i od lat nie przestaje. I wtedy nie można wziąć małej jej na ręce i dostać kołem ratunkowym jej małych ramionek nie można iść na spacer bo trudno w ogóle chodzić nie można za długo siedzieć nic nie można odcedzić młodego bobu umyć chrupkich czereśni przenieść garnka z czymkolwiek co pachnie jedzeniem nie można po prostu nie da się. Ani posiedzieć w krystalicznym poburzowym powietrzu ani podnieść ucięte gałęzie bez problemu usiąść na twardym ogrodowym krześle odgonić gwałtownie muchę pobyć w końcu czerwca odeprzeć atak całującego psa popatrzeć w delikatne słońce pobyć po prostu i prosto nie zgięta w paragraf nie wspinając się na wielką górę tego czego od czasu do czasu doświadcza i jest za duże.
Bólu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz