w Białymstoku zielono, Branicki triumfuje spinając bryłą swojego pałacu, architektonicznymi ramionami centrum miasta a przyjechała podziwiać go po raz drugi. I jak ostatnio była to przesamotnie przepusto przenijak bezksiężycowo z ostrym rysunkiem cerkwi, który witał ją bardzo rano zawiniętą w kołdrę snu jak pewnik. A wysiadłszy z pociągu przykleiła w moment oczy do plasterka księżyca i jego hipnoza pochłonęła ją jak białostocka majowa ciemność, niestraszna już. Przestała się bać, zatrzymała się w swoim pędzie bez końca zatrzymała się w kształcie jego rąk i barwie jego głosu, zawisła w moment i tam zostanie jak najdłużej. Kiedy została zostawiona bardzo dawno temu i na siłę musiała zwinąć skrzydła, upchnąć, posprzątać pióra, zapiąć pasami i nie pozwalać im na ich własne życie - pisała dziennik dla Przyszłego Jego, którego obraz narysowany od zawsze nosiła w sercu. Bo jest tak, że rysuje się sobie miłość, jej kształt, osobowość, cechy, szkicuje miękkim ołówkiem, ze światłocieniem, ładnie i taką kartkę wiesza się na drzwiach do siebie. I jeśli znajdzie się ten, który idealnie pasuje do narysowanego konturu to wtedy jest na całe życie. Jeśli jakieś rogi nie do końca spełniają oczekiwania to się tłumaczy, że najwyżej się je zmieni, on zmieni, ona zmieni, wszystko jedno, byle się udało ułożyć w kontur, byle w miarę dopasować. A po latach wychodzi ta miara, że jednak ten kontur się rozmywa, coś wystaje, co nigdy się nie mogło być inne i co nie jest dobre, bo wtedy na siłę się tnie aż boli. I staje się ściana, że już dalej nie można, że już same drzazgi i nigdzie się nie wejdzie i nici z rysunku, trzeba wyrzucić, bo inaczej się straci siebie. Są tacy, którzy tkwią w nie takich konturach, którzy-nie potrafiąc rysować-na siłę wpychają się w wymarzony kształt i wymuszają decyzję na tak.A ona tak nie umie. A ona znalazła swoje puzzle, swój ołówek i kontur, niewiarygodne, bo trudno było, bo strasznie długa, kręta i bolesna była droga do jego ramion. W których chce spędzać burze i upały, wjeżdżać z impetem ust w największe błyskawice i nie boi się za nic ani ani.
Opętana majową pyszną zielenią, kiedy wszystko wybucha, pnie się, krzyczy, pachnie, obsypana perłami konwalii i oszołomiona zapachem kwitnącej akacji, wieziona deszczem w pociągu, wraca wiedząc, że maj oszalał z miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz